Czy komiksy kształcą?


– Dlaczego ty im na to pozwalasz?
– za każdym razem, kiedy słyszę to pytanie (a raczej oskarżenie) mojej mamy, wpadam w panikę. Chodzi o komiksy i o to, że nie zabraniam dzieciom ich oglądania i czytania. Prawda jest taka: nawet jakbym zakazał to i tak znalazłyby sto pięćdziesiąt tysięcy sposobów, by do nich dotrzeć. Więc lepiej przymknąć oko, a dzięki temu móc swobodnie i dyskretnie kontrolować treść komiksów. Ten prosty fortel sprawia, że mam pewność co czytają moje dzieci, a moje dzieci mają z kolei wielką uciechę, bo przecież właśnie po to są komiksy. Któż ich zresztą nie lubi? Tyle, że trudno wszystko to wytłumaczyć mamie, a teraz także i naszej szacownej babci, która na temat jedynie słusznej drogi wychowawczej naszej rodziny ma ostatnie i decydujące zdanie.

– Przecież do lektury w języku angielskim możesz je zachęcić choćby „Alicją w krainie czarów…” – argumentują mama i babcia. Tak i nie. Każdy kij ma dwa końce, a króliczek po złapaniu może okazać się czymś zupełnie innym. Ale tego mamie też nie powiem. Nie mogę się przyznać, że po dziecięcej lekturze „Alice in Wonderland” nic a nic nie nauczyłem się angielskiego. Poza tym, że na pamięć potrafiłem wyklepać niektóre fragmenty książki. Wszystko dzieje się w określonym czasie i miejscu. A dzieci ten „określony czas i miejsce” wolą wybierać same. Na Alice też przyjdzie czas. Tak, jak przeminie „pięć minut” komiksów. Prawda jest taka: zdania i scenki, które znajdziemy w komiksach są proste, zabawne i odnoszą się do konkretnych, życiowych sytuacji. Dodatkowo, dziecko czytając tekst od razu ma utrwalenie treści w postaci obrazka. Oczywiście mówimy tu o drukowanych kreskówkach edukacyjnych lub komiksach, które są naprawdę zabawne i pouczające. Opowieści pełne brutalności, albo zaludnione absurdalnymi bohaterami staram się trzymać z daleka od mojej gromadki. Oczywiście z taką „lekturą” też – prędzej czy później – przyjdzie im się spotkać. Ale mam nadzieję, że do tego czasu zdążę je już na to przygotować. Przynajmniej nie będą dorastały w żalu, że rodzice zabraniali czytać wymarzone komiksy, co potem owocuje buntem i bezkrytyczną fascynacją tym tematem. Skąd to wiem? Ano dzięki mojej mamie, która nie pozwalała mi czytać, ani trzymać w domu komiksów. Nawet argument nauki języka angielskiego nie pomógł. Wprawdzie nie uwierzyłem, że jestem Batmanem, ale zapytajcie mojej żony czy jest zadowolona, że w naszej garderobie zalegają sterty kartonów z komiksami…

Oczywiście zostałem kolekcjonerem. Ale zawsze powtarzam: to wina mamy J

 

Dodaj komentarz