ENGLISHMAN IN NEW YORK

i-love-uk3

Angielski to dziwny język. Wydaje się być prosty, a jednak…    To niebezpieczne pole, gdzie na każdym kroku natknąć można się na minę słowa, które – byle mała zmiana akcentu, a już oznacza co innego. Naszpikowany sztuczną ortografią i nieustannie powiększającym się zasobem słów. Do tego posiadający całe mnóstwo idiomów i dziwnych różnic geograficznych. Ot, jak choćby między American English a British English.

 

Linie Lotnicze British Airways konsekwentnie stosują się do zasady, że narody amerykański i brytyjski dzieli… język. Z inicjatywy BA, w różnych miejscach Nowego Jorku rozwieszone zostały tablice reklamowe wyjaśniające typowo brytyjskie zwroty i wyrażenia pochodzące z londyńskiego slangu. Mają pomóc amerykańskim turystom planującym odwiedzić stolicę Wielkiej Brytanii. Pomysł został entuzjastycznie przyjęty. Turystom przyda się wiedzieć, że „a monkey” to 500 funtów, „a pony” to 25 funtów. Banknot 10-funtowy to „a tenner”, albo „Paul McKenna”, zaś 5 funtów to „fiver” albo „Lady Godiva”. „Bobby Moore” to inaczej „a score” czyli… banknot 20-funtowy, podczas gdy „shrapnell” to drobne monety. 1000 funtów to „a grand” albo ,,a gorilla” czyli dwa razy „a monkey”.

W barach na Manhattanie BA umieściły specjalne podstawki do piwa, na których zapisane są kolejne językowe wskazówki. I tak na przykład „bonkers” to „szalony”, „sacked” to „wyrzucony z pracy”, a czuć się „Hank Marvin” oznacza „głodny”. Na Postawkach znalazły się słówka takie jak „chav” czy „hoodie” – slangowe określenia prostaka obwieszonego złotymi łańcuchami, wypachnionego perfumami Burberry, ubranego w bluzę z kapturem, białe trampki i dresy Kappa. Wyrażenie „bingo wings” to określenie na połacie zwiotczałej skóry, która trzepoce, kiedy ktoś podnosi ramiona w górę krzycząc: „Bingo, wygrałem(am)!” Tego wyrażenia nie należy jednak mylić z określeniem „bouncebackability” oznaczającym „zdolność regeneracji sił” ukutym przez menedżera londyńskiego klubu piłkarskiego, którego drużyna takowej nie posiadała i została przeniesiona do niższej ligi.

Londyńczycy uczą nowojorczyków, że „Chelsea traktor” to dwuśladowy pojazd, często pojawiający się na boiskach szkolnych w zachodnim Londynie. A „goal-digger” to kobieta odwiedzająca bary fanów futbolu w nadziei, że zostanie „żoną piłkarza”. A w barach takich napić można się „trapagne” czyli taniego, gazowanego trunku o wysokiej zawartości alkoholu. Przed pubami odchodzi niezły „shirting” czyli flirtowanie przy papierosku…

Ciekawe co musiałoby pojawić się na tablicach Nowego Jorku, gdyby LOT postanowił uczyć Amerykanów wybierających się do Polski naszego, rodzimego slangu 🙂

 

 

Dodaj komentarz