I znów maj, i znów komunie

– Uważajcie na komunię! Dostaje się wtedy bardzo dużo prezentów – Maciek, lat 9.
– No, ja dostanę super nowoczesnego robota za 1300! – wykrzykuje Ania, lat 8.
– A ja tableta za 2000 – dodaje Kasia, lat 8.
I tak się toczy ta rozmowa między moimi uczniami. Skąd u dzieci to licytowanie na ceny? Chwalenie prezentami jeszcze rozumiem. Dzieci marzą o najnowszych multimediach, bo są im one umiejętnie prezentowane przez reklamodawców. Dzieci widzą także własnych rodziców zapatrzonych w coraz to nowsze i lepsze ekrany. Ale dlaczego cena jest tak ważna?
Coraz łatwiej i coraz szybciej dzieci dostają to, czego chcą. Nie muszą na nic czekać. Rodzic gotowy jest zrobić wszystko, by tylko jego dziecko nie przeżywało frustracji. Marzenia mają być czym prędzej zaspokajane, bez względu na koszty.
Dużo mądrego było w tym, co powiedział Maciek. „Uważajcie na prezenty” – można by sparafrazować Maćka.
Psychologie od dziecięcego rozwoju ostrzegają, że dostarczanie prezentów i nagród na każde skinienie i żądanie dziecka nie jest dla niego dobre. Dzieci, aby stać się dojrzałymi dorosłymi, powinny doświadczać całej gamy uczuć, nie tylko ograniczać się do przeżywania radości i satysfakcji. Nauka radzenia sobie z własną frustracją nie jest ani łatwa ani przyjemna. Niestety konieczna. Im wcześniej ją zaczniemy, tym lepiej i dla rodzica i dla dziecka.
Przykład z moich własnych doświadczeń. Na zakończenie kursu rozdaję jednej z moich grup balony. Po chwili przychodzi do mnie mama z dwójką dzieci z innej grupy, pytając, czy nie mam więcej. Jeszcze do niedawna pewnie zaczęłabym ich szukać, dmuchać i rozdawać kolejnym podchodzącym do mnie dzieciom. Wszystko byłoby ok, gdybym miała na to czas. Tymczasem ja mam tylko 10 minut przerwy między zajęciami. Muszę ogarnąć salę po grupie wychodzącej i przygotować na przychodzącą. Nie mam czasu na szukanie i dmuchanie balonów. Ale przecież dzieciom trzeba dawać to, czego chcą…
Teraz bogatsza o lekturę książki „W Paryżu dzieci nie grymaszą”, spokojnie mówię, że niestety nie mam więcej balonów, że balony były tylko dla tej grupy, która skończyła kurs. I o dziwo, nie czuję się źle z tą odmową. A dzieci? Cóż, dzieci odbierają swoją lekcję. Nie zawsze mamy to, czego chcemy. Tak, jak w dorosłym życiu. Dzięki temu dziecko dostaje realny komunikat. Nie stwarzamy mu za wszelką cenę jakiś nienaturalnych warunków, w których ma wszystko, czego zapragnie. Traktujemy dziecko jak partnera, bo pokazujemy mu świat taki, jakim jest.
Owszem życie w złotej klatce może być przyjemne. Niestety z tej klatki prędzej czy później trzeba wyjść. A pierwszy krok w świecie „nie jesteś tu numerem jeden” może być bardzo bolesny. Przygotujmy dzieci na ten krok w dorosłość. Nauczymy je samodzielnego radzenia sobie z frustracją. Oczywiście najtrudniejszy pierwszy krok. Odwagi! I do dzieła!

Dodaj komentarz