Kids Party czyli bawiąc uczyć

 

Na początku było trudno. W ogóle nikt w domu się nie cieszył…

No może nikt poza małym, bo przecież jakby miał nie cieszyć się z tego, że wszyscy dla niego staniemy na głowie. A więc zacznijmy od początku. – Mamo, tato czy zrobicie mi urodziny? – zapytał jakiś miesiąc temu. Jak to? Tak szybko? Już? Myśleliśmy: poczekamy jeszcze troszeczkę z tymi balami dla dzieciaków. Może rok, dwa. A tu tak nagle. Cóż zrobić. Rodzic zawsze taszczy na swoich plecach radość własnych dzieci, ech…

Okazało się, że już niejedno dziecko z grupy miało taki bal i było fajnie. Rodzice postarali się o oprawę artystyczną: trąbki, papierki, dekoracje, dziecięce przeboje, napoje, ciasteczka i torcik. A dzieciaki – jak to zwykle – uniosły ciężar zabawy i przez całe godziny roznosiły dom do góry nogami. W relacji maluchów: było to fajne przeżycie. W naszym przeczuciu: katastrofa i widmo nadciągającego huraganu. Któż by się nie przestraszył?

Postanowiliśmy przechytrzyć naszych bohaterów i sprawić, aby jednak w tym tradycyjnym dziecinnym szaleństwie znalazło się coś jeszcze. Dlatego jak gdyby nigdy nic rzuciliśmy małemu: dobra, będą urodziny. Ale nie bal tylko… prawdziwe KIDS PARTY!

I to po angielsku. Przez chwilę zapanowała cisza. Mały zmierzył nas wzrokiem z góry na dół. Baliśmy się, że zacznie płakać, albo zawiedziony pójdzie do swojego pokoju. Ale nie. Zaskoczył nas jeszcze bardziej… – Okay, it’s good idea! – zakrzyknął i pognał do kolegi z podwórka, obejrzeć nowego resoraka.

Ustaliliśmy takie zasady: dzieciaki dostają zaproszenia. Każde po angielsku. Na przyjęciu, które zorganizujemy w sobotę od godziny 15. do 19. obowiązują stroje bajkowe oraz język angielski.

W ustalony dzień stawiła się cała gromadka. Witali się grzecznie od drzwi, prawie jak wychowankowie zacnych angielskich pensji. Nie uśpiło to naszej czujności. I już po chwili oglądaliśmy ze śmiechem, jak z ustami pełnymi owsianych ciasteczek i maślanych herbatników podskubują i komentują swoje przebrania. Ech, dzieci… Wycofaliśmy się do kuchni. Przecież sami dobrze pamiętamy, że będąc w ich wieku nie lubiliśmy podczas naszych zabaw zbyt czujnego oka rodziców. Oczywiście czym innym jest bezpieczeństwo, ale dzieciom należy się też odrobina zaufania i wyrozumiałości. Ich świat należy do nich. Nasz świat – do nas, jak często uświadamiamy sobie wieczorem, kładąc się zmęczeni do łóżka. Jak się bawili? Śpiewali piosenki, były gry, wyliczanki i konkursy. Oczywiście w chwilach emocji było trochę polskiego – zwłaszcza, kiedy na podłogę rozlał się sok, a jedna dziewczynka chciała już dzwonić po mamę. Ale przejmować się takimi drobiazgami? Poszło dobrze, choć mały oczywiście nas zaskoczył: wpadł do kuchni i zapytał jak powiedzieć po angielsku: czy będziesz moją żoną? Oj, nie. Na tak zaawansowaną znajomość angielskiego, to ty jeszcze kolego musisz poczekać 🙂

 

W każdym razie, pierwsze Kids Party już za nami, uff… I wiecie co? Po tym doświadczeniu gorąco polecam wszystkim znajomym rodzicom właśnie taką formę zabawy. Tylko niech to będzie Kids Party, jak to my je nazywamy… z przeszkodami. Gwarantuję Wam, że te przeszkody okażą się dobrym treningiem. I to na miarę Olimpiady 😉

 

Jeden komentarz

  1. ojjj, jakie to słodkie! już się nie mogę doczekać, aż moja dzidzia sprawi mi taką niespodziankę!ale na to dłuuugo będę musiała jeszcze poczekać. niemniej jednak – już teraz muszę myśleć o przyszłości. żeby mój maluch miał to, co najlepsze. dzięki zabawie na pewno nie będzie mi marudził, że nie lubi angielskiego. może wychowam małego geniusza? 😉

Dodaj komentarz