Nauka języków tylko pod okiem specjalistów

„Dajmy szansę przedszkolance” – pod takim tytułem ukazał się w ostatniej Polityce wywiad z prof. psychologii, specjalistką od rozwoju człowieka i psychologii edukacyjnej Anną I. Brzezińską. Rozmowa dotyczy sytuacji, jaką przyniosła nowa ustawa, która mówi o tym, że pobyt dziecka w przedszkolu po godz. 13.00 ma kosztować 1 zł za godzinę. Oznacza to brak zajęć dodatkowych z języków, zajęć sportowych, muzycznych, etc.
Zgadzam się z prof. Brzezińską, że przedszkolanka pracuje nad całościowym rozwojem dziecka: umiejętnością współpracy, pewnością siebie, wiedzą ogólną, różnymi umiejętnościami. Także z mojego punktu widzenia dzieci powinny być przez rodziców dobrze przygotowane do pójścia do przedszkola. Mam na myśli podstawowe umiejętności jak: ubieranie się, samodzielne jedzenie, podcieranie się, wycieranie nosa, etc.
Pomysł, by rodzice jako wolontariusze pracowali co jakiś czas w przedszkolu, też jest świetny.
To, z czym się zdecydowanie nie zgadzam, to pomysł prof. Brzezińskiej, żeby przedszkolanki uczyły języków obcych, bo jak mówi „Co to za problem, żeby poniedziałek, środę i piątek zacząć angielską piosenką?” Porównuje naukę tańca do uczenia angielskiego „(…) każdy może się na podstawowym poziomie nauczyć. (…) Tak samo gdyby była przeszkolona (o przedszkolance) z angielskiego, mogłaby część zajęć prowadzić po angielsku”.
Żeby uczyć dzieci angielskiego potrzebna jest dobra metodologia, odpowiednie przygotowanie i przede wszystkim bardzo dobra znajomość języka angielskiego, w tym nienaganna wymowa, dobry akcent, odpowiednia melodia zdania.
Nauka języka obcego to nie śpiewanie piosenek. To poznawanie słów, wyrażeń, zwrotów, nauka budowania zdań. I także śpiewanie piosenek, ale na śpiewaniu nie można oprzeć całego uczenia.
Dzieci przedszkole mają bardzo plastyczny aparat artykulacyjny oraz wyśmienity słuch, dlatego są w stanie nauczyć się poprawnego akcentu, dobrej wymowy. Nie mają bariery językowej. Jednak żeby się tego nauczyć dzieci muszą być osłuchane z bardzo dobrym angielskim.
Aby zainteresować dzieci językiem potrzeba też dobrej metodologii. Trzeba wiedzieć, jak, co i dlaczego.
Nie zgodzę się również z prof. Brzezińską, że „instruktor od zajęć interesuje się głównie swoim zadaniem i tą „częścią” dziecka, która uczy się angielskiego, filozofii czy pływania.” Dobrze poprowadzone zajęcia językowe biorą pod uwagę „całe” dziecko, nie tylko jego sprawność intelektualną i zdolność do zapamiętywania obcych słówek. Mówienie, nie tylko w ojczystym języku, to emocje, myśli, komunikaty niewerbalne, znajomość kultury i obyczajów danego kraju.
Gdyby pani przedszkolanka miała uczyć tańców, języków, rytmiki, ceramiki, judo, grania na instrumencie, pływania byłaby nie lada omnibusem! Nie jestem pewna, czy poradziłaby sobie z taką odpowiedzialnością i ogarnięciem tych wszystkich tematów.
Prof. Brzezińska mówi także „dzieci w przedszkolach są za małe, żeby im szatkować zajęcia, oddawać je z rąk wychowawczyni do pani od angielskiego, katechetki, instruktora pływania i z powrotem. To nie są paczki.” Oczywiście każde dziecko na początku, tak jak i niektórzy dorośli, boi się nowości, zmiany wydają się być przerażające. Prowadzę zajęcia w przedszkolach od lat, wiem, jak to jest. Ten lęk bardzo szybko wygasa, a zastępuje go przyjemność oraz radość z dobrej zabawy na zajęciach i przede wszystkim różnorodność. Gdyby pani przedszkolanka prowadziła zajęcia z wszystkiego, czy wystarczyłoby jej atrakcyjnych i pociągając dla dzieci pomysłów na owo wszystko? Dzieci szybko się nudzą, nie są cierpliwe, nie będą siedziały w ławkach i powtarzały słówek. Żeby nauczyły się języka potrzebują wykształconego w tym kierunku nauczyciela, które wie, co robi. Potrzebują też dużo dobrej zabawy, ruchu, gier i zabaw. Wtedy taka nauka ma sens.
Dlatego apeluję „nauka języków tylko pod okiem specjalistów”!

Dodaj komentarz