Przebojowe dzieci

 

Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że kiedy dorosnę zostanę piosenkarką, aktorką, albo znaną modelką. Generalnie widziałam siebie na scenie, w blasku reflektorów, w butach na niebotycznie wysokich obcasach (takich, jakie nosiła wtedy mama) i koniecznie z czerwonymi pazurami. Bo przecież wszystkie „gwiazdy mają czerwone pazury” – jak napisała wiele lat temu w książce o takim właśnie tytule Krystyna Janda. Oczywiście życie pisze własne scenariusze i wraz z tym, jak coraz bardziej rosłam – coraz bardziej malały niebotyczne obcasy z moich dziecięcych wizji. A kiedy w końcu przyszedł ten moment, że trzeba było zdecydować o wyborze zawodowej drogi – nawet przez moment nie pojawiło się wtedy w kręgu moich zainteresowań żadne z dawnych marzeń. Dlatego wcale nie zdziwiło mnie, że któregoś dnia nasza córka wsunęła maleńkie stópki w moje szpilki, obwiesiła się biżuterią i wymalowana karminową szminką z pełnym przekonaniem oznajmiła: – Postanawiam, że kiedy dorosnę zostanę znaną piosenkarką i będę jeździć w trasy koncertowe… Po czym przez najbliższe dni na okrągło słuchaliśmy „The Best of Madonna” i oglądaliśmy popisy małej gwiazdy, która trenując przed lustrem wyśpiewywała dziecięcym głosikiem „Lucky Star”, „Vogue” i „Material Girl”… Oczywiście w mgnieniu oka wszystkie przeboje znała już na pamięć. Zanim jednak zdążyliśmy oswoić się z myślą, że nasza córka zostanie następną królową pop – gwiazda zmieniła zdanie i postanowiła, że w przyszłości będzie jednak… znaną aktorką filmową. Po czym powiesiła nad łóżkiem w swoim pokoju wielki plakat Marilyn Monroe. Oczywiście nie ma sensu przejmować się i traktować poważnie kolejnych dziecięcych wcieleń czy „życiowych” deklaracji. Z tego wszystkiego chce mi się raczej śmiać, chociaż w takiej sytuacji należy zachować godną chwili powagę i ani przez moment nie przekonywać dziecka, że w przyszłości jeszcze milion razy zmieni mu się życiowa optyka. To samo poradziłam mojej siostrze, której syn już od kilku lat przeżywa niesłabnącą fascynację Harry Potterem. Kiedy był jeszcze kilkulatkiem, na ekrany polskich kin wchodziła właśnie pierwsza część filmu. Teraz jest już na tyle duży, że swobodnie czyta oryginalne, anglojęzyczne wydania książki Joanne Rowling. I z utęsknieniem czeka na każdy kolejny tom opisujący przygody małego czarodzieja. Jest też zagorzałym kolekcjonerem wszystkiego, co wiąże się z jego ukochanym bohaterem. Do tego stopnia, że postanowił „na poważnie” zająć się w przyszłości magią i nawet znalazł już przez Internet specjalną szkołę dla czarodziejów w Anglii. Co oczywiście wzbudziło przerażenie rodziców…
Cóż, każdy z nas widzi swoje dziecko w roli szanowanego lekarza, prawnika, bankowca czy biznesmena. Tyle, że z dziecięcej perspektywy – taka przyszłość jest nudna i mało atrakcyjna. Zresztą przypomnijmy sobie siebie sprzed lat. Dlatego nie ma sensu zabraniać dzieciom fantazjowania. Nie ograniczajmy ich wyobraźni, a wręcz przeciwnie: pozwólmy naszym małym dzieciakom na wielkie marzenia. A nuż rzeczywiście któreś z nich ma zapisaną w gwiazdach przyszłość, jako… wielka gwiazda 🙂

 

Dodaj komentarz