Santa Claus, Mikołaju jeden!

 

Zaczyna się. Grudzień to najgorszy miesiąc w roku. Już wracając z zabawy andrzejkowej drżały mi ręce. Właśnie rozpoczyna się szaleństwo grudniowych prezentów. Z przedszkolnej zabawy szedłem osowiałym krokiem. Za to dzieciaki… dzieciaki przekrzykiwały się jeden przez drugiego: – Co dostaniemy?, – Co w tym roku przyniesie Mikołaj?, – Dużo będzie pod choinką? Oszaleć można.

Dla całej mojej rodziny grudzień to najpiękniejszy, ale i najbardziej szalony miesiąc w roku. Jednak możliwość obdarowywania prezentami najbliższych i spełnienie przynajmniej części dziecięcych marzeń porównać mogę wyłącznie do przysłowiowej wisienki na torcie.

– Nie Mikołaj, tylko Santa Claus  oznajmił mój najstarszy syn, triumfując znajomością języka angielskiego nad resztą gromady. Maluchy patrzyły na niego z otwartymi ustami. – Tatusiu czy to znaczy, że nie będzie Mikołaja? – zapytały przerażone. Musiałem jak zwykle zapanować nad sytuacją. – A więc kochani… – zacząłem.

– Santa Claus to nasz dobrze znany Święty Mikołaj. Po prostu w języku angielskim występują inne nazwy na te same dobrze nam znane postaci. Ale Mikołaj nie jest wyłącznością ani angielską, ani polską. To święty, którego legenda wywodzi się z dawnej Turcji, gdzie biskup noszący to imię ratował zagubionych żeglarzy i biednych ludzi. Miał też sporo pieniążków, które otrzymał od swojej rodziny i rozdawał je potrzebującym. O, na przykład wspomógł dziewczyny, które chciały wyjść za mąż, żeby mieć rodzinę – tak, jak ja z mamusią. Tyle, że one nie miały na taką okazję pieniążków. I Mikołaj wyposażył je w odpowiednie kwoty, dzięki czemu panny mogły wyjść za mąż.

Tatusiu… – przerwała mi średnia córka. – A mamusia też dostała od Świętego Mikołaja pieniążki żebyś ty się z nią ożenił? Zamarłem. Nie spodziewałem się, że dzieciaki potrafią tak zinterpretować całą tę historię. – Hmmm… Teraz są inne czasy i mamusie nie muszą mieć posagów – wytłumaczyłem z uśmiechem.

– Aha, to dlatego Święty Mikołaj daje prezenty dzieciom: bo już mamusie ich nie potrzebują – podsumowała młodsza. Cóż, nie chciałem wyprowadzać jej z błędu, więc tylko przytaknąłem. Czasy czasami, zmiany zmianami, a mamusie nadal potrzebują prezentów 🙂

Potem pozostała jeszcze kwestia wytłumaczenia tak ważnych okoliczności, jak to czy w takim razie w Turcji są renifery i śnieg oraz, czy to tam znajduje się Laponia. Tu było gorzej, ale wydaje mi się, że wybrnąłem. Wytłumaczyłem po prostu, że Mikołaj chciał uszczęśliwić wszystkich, a z Turcji było trudno dojechać wszędzie, więc dlatego przeniósł się na daleką Północ. Koniec i kropka.

Następnego dnia poszliśmy całą wesołą gromadką do kina. W centrum handlowym, na środku pasażu przed wejściem do sal kinowych rozstawiono świąteczne kramy. W samym centrum zobaczyliśmy stoisko Świętego Mikołaja. Brodaty jegomość siedział na złotym fotelu i pozwalał dzieciakom robić sobie zdjęcia. Oczywiście moi nie mogli przepuścić sobie takiej okazji. Oczywiście poszedłem z nimi. – Święty Mikołaju, dlaczego wyprowadziłeś się z Turcji? Byliśmy tam z mamusią i tatusiem i było pięknie – zaczęła średnia. – Z jakiej Turcji droga dziewczynko? Mikołaj przyjechał do was z dalekiej Laponii – tłumaczył ze zdziwieniem Święty Mikołaj.

– No, ale tatuś mówił, że najpierw był pan w Turcji i pomagał innym mamusiom wyjść za mąż – dołączył najmłodszy. – Za mąż? – Mikołaj spojrzał w moim kierunku wymownie – Wasz tatuś chyba pomylił mnie z innym zawodem – dodał lekko mroźnym tonem. Doszedłem do wniosku, że czas najwyższy zebrać moje dzieciaki i udać się na rozpoczynający się właśnie seans. Kiedy udało mi się już odciągnąć uwagę dzieciaków od kwestii zamieszkania i aktywności zawodowej Mikołaja, bohater naszej historii wstał i zaczął dzwonić podręcznym dzwonkiem, nawołując przy tym: – Ho, ho chodźcie do mnie… Santa Claus  przybywa! Słowa podziałały na dzieciaki jak płachta na byka.

– Nie wie, że mieszkał w Turcji, a podaje się za Santa Clausa? – zakrzyknął najstarszy i odwrócił się do Mikołaja: – Ej, Santa Claus?! Ty Mikołaju jeden! – pogroził czerwonemu jegomościowi. Nie czekałem na reakcję Mikołaja. W podskokach pognaliśmy do kina…

 

 

Dodaj komentarz