Sweet doll i najlepsza z córek czyli: zakupy naprawdę są cool :)

 

Lubię chodzić na zakupy z córką mojej siostry. Zawsze dowiem się czegoś ciekawego. Ot, na przykład jakich modnych słówek używa obecnie młodzież, gdzie chadza i w co się ubiera. Dlatego ucieszyłam się, kiedy zadzwoniła Ola z pytaniem czy i tym razem pojadę z nią do pobliskiego centrum handlowego. Na celownik trafiły koszulki: – Takie cool, na jesień – usłyszałam od Młodej. To, że wszystko jest cool, albo not jazzy – to już wiem, ale dopiero tego dnia miałam przekonać się o co chodzi z tymi koszulkami i dlaczego to jest takie ważne.

Bo po pierwsze: T-shirt to wyraz naszej (w sensie ich młodych) indywidualności, po drugie: odpowiedni fason mówi o guście estetycznym, muzycznym i po prostu życiowym (normalnie oni już o życiu… włosy stanęły mi dęba!) i po trzecie: podkoszulek musi mieć fajny napis, bo inaczej to się nie liczy.

Tak więc rzuciłyśmy się na butiki oferujące specjalne cool T-shirty dla niezliczonych zastępów młodych indywidualistów. Szybko stało się jasne, że nasze wyobrażenia o estetyce znajdują się na dwóch odległych biegunach: – Ciocia, dlaczego mi podajesz same szaro-bure ciuchy? – marudziła Ola w przymierzalni. – Bo to takie eleganckie, ekologiczne kolory – odparłam spokojnie. – A weź, daj spokój… jeszcze te napisy, normalnie kicha. Mogłabyś przynieść mi taką fioletową, która wisi koło lady? Ola ostentacyjnie zbojkotowała moje odzieżowe faworytki…

W następnym sklepie nie było lepiej. W końcu weszłyśmy do papuziego straganu, który wydał mi się rodzajem pstrokatego namiotu cyrkowego. Ola już w progu zapiszczała radośnie: – Yes, yes, yes! To jest to! W pięć minut wyszarpała stertę koszulek i z gorączkowym entuzjazmem przymierzała jedną po drugiej. – Ej, no i jak myślisz, która jest najfajniejsza? – wskazała trzy wyselekcjonowane top-kandydatki. Na pierwszej widniał slogan: „Sexy princess”, na drugiej „Pink, Crazy, Funky Girl”, a na ostatniej (przeraźliwie różowej i upstrzonej kryształkami) „Sweet Doll”. Nie podobała mi się ani jedna. Musiałam być jednak dyplomatką:

– Kochanie, hmm… nie wiem czy to dobry pomysł epatować takim napisem – wskazałam pierwszą bluzeczkę. – Ej, no ciocia, przecież znam angielski co nie? Uczę się…” – przerwała Ola, jasno dając mi do zrozumienia, że co najwyżej mogę wypowiedzieć się na temat fasonu czy koloru.  Westchnęłam. Moja siostrzenica wybrała… najbrzydszy podkoszulek. Sweet Doll. Z zadowoleniem (ona – bo kupiła wymarzony T-shirt, ja – bo doszłam do wniosku, że są na tym świecie rzeczy i sprawy, na które jestem już za stara i lepiej się w to nie mieszać) skierowałyśmy się do wyjścia. – Nie przeszkadza ci ten napis „słodka lalka?” – próbowałam drążyć temat, bo w sumie to jednak chciałam nie czuć się tak staro i obco. – No co ty. To taka przenośnia i żart. Nie domyśliłaś się? Ale ty jednak staromodna jesteś, oj ciocia… – westchnęła z pobłażaniem moja nastoletnia towarzyszka. Tuż przy samym wyjściu z pasażu handlowego zobaczyłam niewielkie stoisko ze śmiesznymi koszulkami. – O! A może kupić ci taką? – wskazałam rozbawiona na wiszący przed naszymi oczami biały T-shirt z napisem: „Najlepsza z córek”. Olka żachnęła się oburzona: – No proszę cię! Daj spokój, ciocia! Przecież by mnie w szkole wyśmiali! -Przecież to taki żart – próbowałam odbić piłeczkę. Nic z tego.

W końcu wróciłyśmy do domu. W kuchni powitała nas moja najmłodsza córka, która właśnie przechodzi szybki kurs samodzielnego buszowania po kuchni. – Ola! – zawołała na widok kuzynki, która z dumą prezentowała na sobie swój nowy nabytek.

– Fajnie, fajnie! Jesteś słodka lalka! To znaczy, że mogę się tobą bawić – zapiszczała. Olka błagalnie spojrzała w moim kierunku, wiedząc co ją czeka. Udając, że nie rozumiem o co chodzi, wzruszyłam ramionami: –No wiesz, ona też się uczy – uśmiechnęłam się słodko. Kiedy dziewczynki bawiły się w salonie w czesanie lalki (Ola – lalka, mała – fryzjerka…), w zaciszu swojej sypialni przymierzałam T-shirt: „Najlepsza z córek”…

– Ooo, nieee – pomyślałam racjonalnie. – Założenie go na wizytę u mamy to zdecydowanie zły pomysł… Konsekwencje mogłyby być zbyt miażdżące 🙂

 

Jeden komentarz

  1. Witam
    Znowu bardzo ciekawy wpis. Od razu pomyślałem sobie, że jedynym plusem kontrowersyjnych napisów na koszulkach dla dzieci jest to, że są w języku angielskim. Nawet jak się zgodzimy (a jak znam życie to się zgodzimy) na ich kupno, to na szczęście wiekowe babcie i ciocie (te nie znające angielskiego oczywiście) raczej nie będą rozumieć co tam jest napisane 8-).
    pozdrawiam
    przyszły tato Maćka

Dodaj komentarz