Testować czy nie testować? Oto jest pytanie

maxresdefault
Rodzice lubią testy, sprawdzanie wiedzy ich dzieci. Przyzwyczajenie poniekąd szkolne, a poniekąd wynik testu to jasny komunikat – jest bardzo dobrze, dobrze lub słabo.
Ja za testowanie nie przepadam. W końcu nie od tego są dodatkowe zajęcia językowe, żeby kopiować to, co robi się na co dzień w szkolnej ławce. Przecież siedzimy na podłodze, głównie gramy, rozmawiamy i dużo się ruszamy. Staramy się odtworzyć naturalne środowisko do nauki języka. Ludzie rzadko kiedy siedzą przy stole w absolutnej ciszy i rozmawiają.
W szkole każdego dnia siedzą przy stołach, głównie piszą i słuchają. Z założenia zajęcia metodą Helen Doron miały być inne. Ale…
Chciałoby się jakoś zmierzyć poziom umiejętności dzieci. Mieć dowód czarno na białym. Więc na moich uczniów już czekają zatemperowane ołówki i niewypełnione kartki zadań.
Dopóki rozwiązujemy część dotyczącą rozumienia, idzie całkiem dobrze. Oczywiście trzeba czasem coś parokrotnie powtórzyć. Jedni wiedzą za pierwszym razem, inni trochę się domyślają, a trochę zgadują. Frustracji nad kartką papieru nie ma. Większość grupy to uczniowie pierwszej klasy, więc już jako tako do testowania przyzwyczajeni.
Problem pojawia się, kiedy każdy indywidualnie przychodzi na rozmowę. Kolejna część testu, to tzw. „mówienie”. Nagle zapominają podstawowych słówek. A przecież wiem, że z pewnością daliby radę odpowiedzieć na to pytanie w czasie lekcji. Kiedy chwilowo nie pamiętają jakiegoś słówka, denerwują się i reszta odpowiedzi przychodzi im z pewnym oporem.
Po tym doświadczeniu wiem już, że test w małym stopniu mierzy umiejętności uczniów. Czasem stres jest tak duży, że blokuje myślenie. Utknie się na jednym słówku, traci wiarę we własne możliwości i wiedzę. Oczywiście nie wszyscy tak mają. Są dzieci mniej lub bardziej odporne na stres.
A może to koniec końców moja wina. Nie powinnam była nazywać tego sprawdzianu testem. Może to samo słowo „test”, „sprawdzian”, czy „kartkówka” budzi w nich nieprzyjemne skojarzenia i blokuje wiedzę. Nie wiem… Wiem tylko, że w normalnych warunkach, czyli w czasie lekcji poszło by im znacznie lepiej.
Zatem powstaje kolejne pytanie, czy zapraszać rodziców na tzw. lekcje pokazowe. Może wtedy zobaczą i usłyszą, jak dobrze dzieci sobie radzą. Ale z mojego doświadczenia wynika, że dla niektórych dzieci lekcje z rodzicami są równie stresujące jak testy.
Póki co nie znalazłam dobrego rozwiązania, ale… szukam dalej.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz