"To bee or not to bee"

Moja szkoła znów włączyła się w akcję charytatywną. Tym razem ratujemy pszczoły, a właściwie wszystkie tzw. owady zapylające. Akcja nazywa się „to bee or not to bee”. Nazwa oczywiście nawiązuje do słów angielskiego pisarza – Williama Szekspira, którego rocznicę śmierci właśnie w tym roku obchodzimy.
Akcja składa się z kilku etapów. Pierwszy odbywa się na poziomie szkół. Lektorzy rozdali dzieciom ziarenka kwiatów miododajnych. Można je posiać na balkonie lub w ogrodzie. Niby nic wielkiego, a okazuje się, że jeśli 10 osób posadzi miododajne kwiaty na powierzchni odpowiadającej jednej doniczce balkonowej, to łączna powierzchnia takich pszczelich oaz będzie odpowiadała powierzchni 750 boiskom piłkarskim. Owady giną między innymi dlatego, że nie mają, co jeść, bo jest za mało kwiatów.
Teraz rozpoczyna się drugi etap akcji, czyli czekanie aż coś wyrośnie. A kiedy wyrośnie trzeba zrobić zdjęcia i wysłać na konkurs. Szczegóły konkursu tutaj https://helendoron.pl/pszczoly/konkurs/
Dzieci z niektórych szkół Helen Doron tak zaangażowały się w tę akcję, że zaczęły budować domki dla dzikich owadów zapylających. Dowiedziałam się, że dziko żyjące owady nie mają, gdzie mieszkać, bo za bardzo dbamy o zieleń. Kosimy trawę, pozbywamy się spróchniałych drzew, dokładnie grabimy liście przez co pozbawiamy je miejsc do zamieszkania.
Jak się okazuje zbudować taki domek nie jest trudno. Wystarczy karton po soku, kilka gałązek bambusowych, desek, cegieł, a nawet doniczek. Każdy może mieć hotelik na balkonie lub w ogrodzie. Wiem, balkon i pszczoły brzmi dziwnie. A nawet trochę strasznie. Ale na przykład takie murarki ogrodowe nie są agresywne wobec ludzi. Mogą więc zamieszkać na czyimś balkonie.
Poniżej zdjęcia domków, nazywanych też hotelikami.
1480627_712043095605460_5052757153217022339_n
 
 
 
 
13282339_394044497432526_898779795_o

Dodaj komentarz