TO SKI OR NOT TO SKI

skiing_3

 

Nie lubię zimy. Nieustannie zamarzający samochód, odśnieżanie, zmęczenie, zimno. A potem te roztopy, choroby i inne kataklizmy. Oczywiście dzieciaki uwielbiają zimę – zwłaszcza podczas ferii, kiedy nie trzeba chodzić do szkoły, a można wybrać się w góry, pojeździć na sankach, nartach czy – jak to jest modne obecnie – na snowboardzie. Cała rodzina narzeka, że jestem taki nieczuły wobec śnieżnych szaleństw. Ale to nieprawda.

 

Jako chłopiec uwielbiałem zimę. Ale teraz patrzę na to inaczej. Kiedy ostatnio pod szkołą oberwałem od brzdąców śnieżką w głowę − ledwo powstrzymałem się od zrobienia awantury. Ale… opamiętałem się. W myśl zasady, że pedagog zawsze powinien nad sobą panować. Poza tym, najłatwiej zwalczać złe nastawienie poznając obiekt niechęci. Tak też zdecydowałem. Korzystając z wolnego dnia, postanowiłem się zabawić. Już od rana pełnym głosem narzekałem na śnieg, zimno i kłopoty z jazdą – czym wzbudziłem ogromne współczucie u najcieplejszej z żon, a co za tym idzie − wymusiłem przełożenie weekendowych zakupów na inny dzień. Ze zbolałą miną zebrałem dzieciaki, zapakowałem do auta i ruszyliśmy. Pojechaliśmy w pobliskie góry, gdzie schronisko prowadzi znajomy naszej rodziny. Przez całą drogę odpowiadałem na pytania dzieci, wyjaśniając im dlaczego nie lubię zimy. Z dramatyzmem relacjonowałem, jaki to ciężki los spotyka dorosłych w zimowe dni. Dzieciaki współczuły…

Kiedy dotarliśmy na miejsce, młódź rzuciła się do bagażnika po swoje sanki i narty. Stałem spokojnie − czekając, by odegrać rolę nadzorcy bezpieczeństwa naszej gromady. Tak jest zresztą od lat: oni biegiem na stok, a ja… serwis techniczny, instruktor i porządkowy w jednym. Tym razem miało być jednak inaczej.

Kiedy dzieciaki ruszyły do wyciągu, pojawił się nasz znajomy ze schroniska:

− Hola, hola! – zatrzymał gromadę − Podobno wasz tato nie lubi zimy?

− Nie! – cała trójka krzyknęła jednocześnie.

− A może chcecie nieco wkurzyć staruszka i zagnać go na narty? – mrugnął do nich okiem.

Dzieciakom błysnęły w oczach złośliwe chochliki.

− Jasne!

− Powiem więcej: władujmy go na deskę! – wrzasnął.

− Taaak jeeest! – zawyła horda.

No i stało się: ruszyłem z deską na stok. Jeździłem trzy godziny. Wyluzowany i spokojny. Udawałem, że nie widzę machających do mnie dzieciaków, które w związku z zaostrzeniem zasad bezpieczeństwa mogły dziś bawić się na śniegu tylko przy schronisku.

Przed powrotem przybiłem piątkę mojemu kumplowi i zapakowałem znudzoną młódź do samochodu.

− Wiecie dlaczego nie lubiłem zimy?

− Tak – odpowiedzieli. – Bo zawsze tylko my się bawiliśmy.

− No właśnie – skwitowałem z uśmiechem.

Następnym razem będziemy szaleć na zmiany, żeby każdy miał frajdę. No i zabierzemy mamę, oczywiście.

 

Dodaj komentarz