Wakacje nad morzem

Jestem właśnie na kolonii nad polskim morzem. Miejscowość mała, a zatłoczona. Dużo innych kolonii, obozów, rodzin z małymi dziećmi i emerytów. Jedna główna ulica, szeroka piaszczysta plaża i ośrodek wypoczynkowy przy ośrodku. Można by powiedzieć, że to typowy nadmorski polski klimat.
Co chwilę słychać wybuch płaczu dziecka. Bo ono chce loda, gofra, zabawkę, soczek. Rodzice wkurzeniu, bo ile można kupować i jeść tych słodyczy, ale w końcu są wakacje i trzeba dziecku trochę pofolgować. Pewnie każdy rodzic stał przed podobnym dylematem – dać dziecku, o co prosi, czy może powiedzieć „nie”.
Atrakcji wokół co nie miara! Nie da się od tego uciec. Stragany pełne plastikowych, świecących, a nawet gadających i skaczących zabawek. Budki z jedzeniem obklejone zdjęciami słodyczy, czekolady i lodów. Ulicą jeżdżą samochody z głośnikami, ogłaszające kolejne atrakcje, a to teatrzyk dla dzieci, a to rewia. Kafejki kuszą maszynami do gier, na których albo można pograć, albo wygrać słodkie pluszaki.
Dziecko wrzucone w ten świat pokus kompletnie się gubi. Na początku rodzic często pozwala na wszystko. Jest ogromna radość, ale też problem z podjęciem decyzji, bo chciałoby się wszystko. I wszystko jest! Pluszak, plastikowe wiaderko, lody, gofry, soczki. Ale potem rodzic już ma dość ulegania i zaczyna mówić „nie”, co z kolei rodzi frustrację dziecka. Dziecko najpierw płacze, a jeśli umie mówić, to się wykłóca, a potem przechodzi do fazy obrażania się, czy rzucania na ziemię, szczególnie te młodsze.
Co zatem zrobić? Jak sobie i dziecku pomóc? Starszym dać pieniądze i niech sami rozporządzają budżetem? Młodszym już od początku zaproponować tylko jedną rzecz dziennie do wyboru? Czy może ponieważ są wakacje, to pozwalać na wszystko, licząc na to, że dziecko po jakimś czasie zaspokoi swój głód konsumpcji? Nie wiem… wciąż szukam odpowiedzi, a czy Wy już znaleźliście?

Dodaj komentarz