KOT PRZYTULAK

kot-przytulak

 

W wakacje wieczory po pracy są straszne. Większość znajomych odpoczywa na plażach, a ci co zostali – zazdroszczą i narzekają na swój los. Tak czy inaczej, jedno jest pewne: w końcu nastąpi upragniona zmiana ról. Zresztą nie ma czym się martwić: nawet najlepsze wakacje w końcu miną 😉

 

To był właśnie jeden z takich koszmarnych dni: upał w mieście, nie do wytrzymania. Wracając z pracy miałem wszystkiego dość. Przygotowywałem letni kurs angielskiego i liczba zgłoszeń, testów, segregowania grup… po prostu mnie przerosła. Wchodząc do domu, z radością zamknąłem drzwi. Rzuciłem laptopa i dokumenty, myśląc już tylko o tym, że za chwilę zjem z rodziną kolację, wezmę szybki prysznic, potem jeszcze chwilę porozmawiamy i pójdziemy spać. Marzyłem o chłodnej pościeli, błogiej ciszy i wieczornym koncercie świerszczy za oknem… Przy kolacji dzieciaki trajkotały jedno przez drugie, przekrzykując się w swoich opowieściach. Najlepsza z żon planowała kolejne dni: jutro zakupy w centrum handlowym, pojutrze wizyta u weterynarza, popojutrze zebranie w administracji… Kiedy nastał upragniony wieczór, byłem już całkowicie wyczerpany. Wskoczyłem do łóżka, myśląc jedynie o zaśnięciu.

– Musisz iść do najmłodszej – stanowczym tonem oznajmiła Najlepsza z Żon, wchodząc do sypialni. – Nie będzie spać i koniec.

– Dlaczego? Przecież zwykle o tej porze dawno już śpi? – starałem się przeciągnąć sytuację.

– Najpierw oznajmiła, że jest głodna i zażyczyła sobie na dobranoc jedzenia do łóżka. Teraz mówi, że czegoś jej brakuje i bez tego nie pójdzie spać. A co to jest wie tylko tatuś.

– No to pięknie. Bo nie mam pojęcia o co chodzi – odparłem wiedząc już, że z mojego spania nici.

Poszedłem do małej i już po kilku minutach byłem z powrotem.

– Kot Przytulak. Mówi ci to coś?

– Hmm… z tego co wiem, nie mamy takiej zabawki – odrzekła Najlepsza z Żon i razem przysiedliśmy na brzegu łóżka, zapadając w milczenie. Po chwili jednak wszystko było jasne:

– Nie mamy, nie mamy… Ale przecież zaraz możemy mieć – uśmiechnęła się i puściła porozumiewawcze oczko. Westchnąłem. Nie było już ratunku. Musiałem wyruszyć na poszukiwanie Kota Przytulaka. Nie było to proste. Wprawdzie słyszałem za oknem koncert kilku takich „przytulaków”, ale prawdziwy kotek w domu był ostatnią rzeczą, jakiej w tej chwili pragnąłem. Rozejrzałem się po domu. Panował półmrok, ale w przedpokoju dostrzegłem coś, co od razu zwróciło moją uwagę: było włochate, miało sterczące nitki i mnóstwo gałganków. Całkiem miłe w dotyku. Zabrałem znalezisko i po małych przeróbkach z użyciem nożyczek – za chwilę miałem przed sobą… Kota Przytulaka.

Mała cieszyła się jak nigdy i tuląc do siebie nową zabawkę w kilka chwil zasnęła jak aniołek.

– Akcja „Kot Przytulak” zakończona powodzeniem – triumfująco zakomunikowałem wchodząc do sypialni i sam już za moment pożeglowałem do krainy snów.

Rano nikt nie pamiętał o ciężkim wieczorze. Pospiesznie pijąc kawę myślałem już o kolejnym dniu w pracy. Najlepsza z Żon krzątała się w przedpokoju. Wyrwała mnie z zamyślenia, wyraźnie zdenerwowana wkraczając do kuchni:

         – Słuchaj, nie widziałeś gdzieś mojego nowego swetra? Tego z Londynu, z ostatniego wyjazdu na konferencję. Jakoś nigdzie nie mogę go znaleźć.

Z trudem przełknąłem kęs. To będzie kolejny trudny dzień… – pomyślałem. Miałem jeszcze ochotę powiedzieć, że sweter przeszedł na drugą stronę lustra i został Kotem Przytulakiem. Ale nie powiedziałem, o nie. Zostawiłem to na wieczór.

 

 

Dodaj komentarz