Wyloguj się dla swojego dziecka

Przeczytałam właśnie ciekawy artykuł o tym, jak bardzo dzieci i młodzież są uzależnione od smartfonów, komputerów i tabletów. Niby wszyscy to wiemy, ale kiedy człowiek zderza się z konkretnymi liczbami i przykładami, to mu ręce opadają i traci wiarę w przyszłość ludzkości. I ja wcale nie przesadzam.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że na potrzeby artykułu wybrano najbardziej drastyczne przypadki. Uczeń podstawówki, który brał udział w eksperymencie polegającym na odstawieniu telefonu na trzy dni, przyznał, że już po pół godzinie świerzbiły go ręce, by sięgnąć po telefon.
Co ciekawe jeden z licealistów, też biorący udział w tym eksperymencie, czuł ulgę, wiedząc, że nie ma telefonu i nie musi odpowiadać natychmiast na przychodzące wiadomości.
W artykule wspomina się o roli rodziców. A raczej o ich braku. Zamiast rozmawiać z dziećmi, odpytują, jak było w szkole. Nie mówią nic na temat zagrożeń, jakie płyną z bycia online 24 godziny na dobę. Do tej pory nie wyobrażałam sobie, jak można być online 24 godziny. Teraz już wiem. Niektórzy młodzi ludzie mówili, że kiedy nie mogą spać, siedzą w necie. A nawet sprawdzają wiadomości, kiedy na chwilę się w nocy przebudzą.
Dobrze, że rola rodziców nie została pominięta, ale zamiast oferować wyjazdy bez dostępu do netu dla młodzieży, moim zdaniem powinno się najpierw zadbać o edukację rodziców. Zorganizować dla nich szkolenia. Poruszyć temat bezpieczeństwa w sieci, żeby wiedzieli, jak rozmawiać ze swoimi dziećmi. I jak pomóc im z natłokiem informacji, na które każdego dnia są eksponowane. A przede wszystkim samych rodziców nauczyć żyć bez telefonu.
W mojej szkole to częsty widok. Rodzic siedzi albo na tablecie, na telefonie lub pracuje na komputerze. Rozumiem, że ma coś pilnego do załatwienia, pracę do wykonania. Dziecko idzie na zajęcia, więc rodzic ma na to ekstra czas. Jasne jak słońce!
Ale! Może by się chociaż trochę z tym krył… Pracował, czy siedział na fejsie, kiedy dziecko nie widzi, gdy jest na zajęciach. Czy nie byłoby przyjemniej, gdyby dziecko, które kończy zajęcia, widziało swojego rodzica, który na nie czeka, który pyta, jak było, który się do niego uśmiecha, a nie gapi w ekran? Czy nie da się schować komputera, telefonu, tableta minutę przed skończeniem zajęć? Żeby móc przywitać swoje dziecko z radością. Spojrzeć na nie. Zobaczyć, w jakim jest humorze. A media społecznościowe odwiedzać, kiedy dziecko już śpi, albo jeszcze się nie obudziło.
Nie namawiam do przesadzenia w drugą stronę i do krycia się z wszelkim używaniem multimediów. Dziecko powinno wiedzieć, kiedy mamy ważną pracę do wykonania na komputerze. Powinno rozumieć, że nasza praca dużo dla nas znaczy – to przecież dla potomka świetny przykład bycia odpowiedzialnym i zaangażowanym pracownikiem. Według mnie warto dziecko o takich sytuacjach informować. Tłumaczyć mu, dlaczego siedzimy z głową w komputerze i komórką przy uchu, a kontakt z nami jest utrudniony.
Wiadomo nie od dziś, że przykład idzie z góry. Wiele razy widziałam małe dzieci, takie żłobkowe (do 3-ciego roku życia), które chodzą w kółku, trzymają rękę przy uchu i imitują rozmawianie przez telefon. Już takie małe szkraby kopiują nasze zachowania. A co dopiero większe, które nasze zachowania obserwują od lat!
Wiem, że trudno jest się odciąć od sieci. Mnie samej też. Ale się staram. Telefonu, kiedy jestem w szkole, w ogóle nie wyjmuję. Wolę zamienić słowo z dziećmi, rodzicami, czy innymi nauczycielami. Niby nic wielkiego. Ale myślę sobie, że gdybym w czasie przerw między zajęciami wyjęła telefon i serfowała po sieci, dzieci z pewnością by to zauważyły. Poza tym telefon stanowiłby barierę między mną a nimi. Ciężko zagadać do kogoś, kto gapi się w ekran. Telefon stanowi mur, jakaś niewidoczną, ale wyczuwalną granicę.
Warto zacząć od małych kroczków. Nie od razu Rzym zbudowano!

Dodaj komentarz