Małych Polaków rozmowy

Siedzę sobie z młodszą grupą na zimowych półkoloniach przy stole, jemy obiad i rozmawiamy. Idealna sytuacja, jak twierdzą psychologowie, żeby się lepiej poznać, opowiedzieć sobie, co się już wydarzyło, a co jeszcze przed nami. Budujemy więzi, zacieśniamy przyjaźnie, dowiadujemy się o sobie nowych rzeczy. A każdy dzień przynosi coś innego.
Zwykle tematy są podobne. Niezależnie od grupy wiekowej. Pierwszy obiad to zwykle kawały. Te dziecięce, czyli najbardziej abstrakcyjne i te bardziej dorosłe, które dzieci nie do końca rozumieją, ale powtarzają, bo rodzice też się przy nich śmieją.
Kolejny duży temat to piosenki, a raczej ich własne wymyślanie. Melodie powszechnie znane, czyli albo z bajek albo z reklam. Słowa tworzone przez dzieci, podobnie jak kawały, dość abstrakcyjne. Ale, co ważne, rym i rytm zachowane. A to przecież nie mała sztuka.
I tak w środku tygodnia nagle gruchnął naprawdę wielki temat. Nawet nie wiem, jak to się zaczęło. Kiedy zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie, jedna z dziewczynek dość głośno i w nerwach powiedziała „Jak to nie wierzysz w Boga?!”. Na co koleżanka obok, najwyraźniej broniąc swojego stanowiska, odpowiedziała „A kto mi zabroni? Nie chodzę też na religię.” Do rozmowy przyłączył się najmłodszy uczestnik ferii, 5-latek. „Przecież Bóg żyje!”
Przeczytałam gdzieś (zapewne w jakimś psychologicznym podręczniku), że nie powinno się wkraczać między dzieci i godzić je lub pouczać. Lepiej, żeby swoje konflikty same rozwiązywały. No i pewnie lepiej, żeby czuły się wolne od cenzury dorosłego, który przysłuchuje się rozmowom, ale wkracza, kiedy dzieje się coś niepokojącego. Cóż, rozmowa o Bogu niepokojąca była. Kusiło mnie, żeby się odezwać. Ale przecież nie byłam pełnoprawnym członkiem tej konwersacji. Raz z racji wieku, a dwa nie uczestniczyłam w niej od początku. Postanowiłam więc zostawić dzieci same sobie. Byłam też ciekawa, jak sobie poradzą. Poza tym zawsze irytowały mnie nauczycielki, które niepytane, wtrącały się w rozmowy dzieci. Choćby te rozmowy były bardzo infantylne i czasem zwyczajnie głupie. Dzieci mają do tego prawo. Prawo do intymności, do wyrażania swoich przekonań, wypowiadania własnego zdania. Oczywiście jeśli słyszę teksty typu „Stara baba, to lub tamto”. Reaguję. Są pewne granice, których nie należy przekraczać. I jeśli słyszy to dorosły, moim zdaniem powinien zareagować. I tak, jakkolwiek okropnie paternalistycznie to brzmi, zwrócić uwagę.
Wracając do rozmowy. Dzieci same mnie w nią wciągnęły. Dziewczynka zbulwersowana wyznaniem koleżanki, która nie wierzy w Boga, zapytała mnie „Jak to można nie wierzyć?”. Na wyraźną prośbę i po części zaproszenie do rozmowy, postanowiłam się włączyć.
A nasz 5-latek tak podsumował całą dyskusję – „Bóg żyje.”

Dodaj komentarz