– Ciociu jak powiedzieć po angielsku: jedziemy kajakiem? – zapytała wczoraj moja 12-letnia bratanica.
– Matylda, po pierwsze to kajakiem się pływa, nie jeździ. Ale rozumiem, że chodzi ci o to, żeby powiedzieć przyjaciółce o naszym jutrzejszym wyjeździe na Mazury, gdzie będziemy pływać kajakami?
– No tak, ale przecież nie będę tego pisać tak rozwlekle – nadąsała się Matylda.
Westchnęłam. Oczywiście kiedy polski „kajak” okazał się angielskim słowem „kayak” – zdziwiła się. A kiedy dodałam do tego „canoe” – moja bratanica przez chwilę myślała, że robię sobie z niej żarty i specjalnie nie chcę przetłumaczyć ważnego dla niej słowa.
– Bo to drugie to przecież indiańska łódka – powiedziała. Wytłumaczyłam jej występujące w obcych językach analogie i to, że sporo słów ma też swoje kulturowe konotacje. Nie bardzo miała ochotę i czas, żeby przyswoić sobie tę wiedzę.
Trudno wytłumaczyć dzieciom wartość stosowania poprawnej wymowy i różne aspekty obcych słów. Łódka to „boat” i koniec. Zapytałam, czy w takim razie na lekcjach angielskiego w szkole, albo na zajęciach w Helen Doron zwracają uwagę na językowe wieloznaczności, idiomy i gramatyczną poprawność?
– Oczywiście, że tak – żachnęła się Matylda.
No właśnie. Skoro na zajęciach dbasz o to, żeby wypaść dobrze i mówić poprawnie, dlaczego zaniedbujesz codzienność? „A, bo są wakacje” – usłyszałam.
Niestety, bardzo często zauważam, że kiedy kończy się czas szkoły, dzieciaki przestają się starać. Zdobyta w ciągu roku wiedza wyjeżdża na urlop. Nie, nie chodzi o to, by ślęczeć nad książkami i rozmawiać ze słownikiem w dłoni. Jednak prawda jest taka, zwłaszcza w przypadku nauki języka obcego, że liczy się systematyczność i regularne utrwalanie wiedzy. Dlatego – jako pedagog i nauczyciel – staram się przyzwyczajać dzieciaki do językowej poprawności. Bez wakacyjnej przerwy. Bo nie tylko można, ale i trzeba wypracować u nich nawyk powszechnego, płynnego stosowania dobrych form i zwrotów. Swoją drogą, może rodzice którzy przeczytają ten wpis zwrócą baczniejszą uwagę na to, jak ich dzieci rozmawiają podczas wakacji. A kiedy będziemy razem za granicą, dajmy dzieciakom szansę rozmawiać. Nie wyręczajmy ich w zadawaniu pytań, w samodzielnym składaniu zamówień w restauracji, dokonywaniu zakupów w sklepie czy zapoznawaniu innych dzieci. Szybko okaże się, że same świetnie dają sobie radę. Nie bójmy się też poprawiać popełnianych przez nich błędów i wyjaśniać językowych niuansów. Oczywiście w sposób, który nie demotywuje, ale zachęca do używania poprawnych, czystych form. No więc tyle wakacyjnej edukacji. A teraz już hyc, w canoe floats! 😉