Zanim lekcje się zaczną…

W oczekiwaniu na pierwszą lekcję przeglądam sieć, i ile tylko sił i czasu starczy eksperymentuję z Mieszkiem. Eksperyment to słowo, które może wystraszyć, więc przerażonym obrońcom dzieci oświadczam, że bawimy się wyłącznie naukowo.

Znalezione na stronie o dziecięcym czytaniu najróżniejsze przykłady lekcji czytania spróbowałem zastosować w zabawach z Mieszkiem.
Dla tych, którym nie chce się w  linki klikać:
Na dużych kartkach na czerwono, piszemy drukujemy, malujemy, lub jak kto woli odpowiednie słowa.
Można zacząć od mamy, taty, jabłka czy banana – tak by łatwo było pokazać dzieciaczkowi desygnat. Reszta metody już na stronie.
Co ważne – i bliskie tematyce bloga – tu też wielki nacisk położono na pozytywne wzmacnianie.
Przytulajmy zatem, chwalmy i całujmy nasze dzieci i – nie daj Bóg – nie zżymajmy się i niecierpliwmy, gdy coś nie pójdzie.
I – na koniec – pytanie do fachowców – czy taka, równoległa, samodzielna nauka, może zaszkodzić nauce metodą Helen Doron?

Dodaj komentarz