Biedne te dzieci….

Trafiłam ostatnio w sieci na taki wpis:
„Szkoła języka angielskiego dla dzieci w wieku od 3 mcy. Serio!! Taka reklama mi się wyświetliła. Biedne te dzieci…”
A pod nim komentarz:
„Oj, biedne…Wokół wszechogarniająca głupota i jeszcze to…”
Cóż, nie sposób było przejść obok. Zwłaszcza, że prawdopodobnie chodzi o szkołę, w której od ośmiu lat uczę. Tylko my w Helen Doron oferujemy angielski od trzeciego miesiąca życia.
„Słownik Języka Polskiego” tak definiuje słowo „biedny”:
1. niemający środków do życia;
2. nieszczęśliwy, budzący współczucie;
3. zniszczony, lichy;
4. biedny jak mysz kościelna – bardzo ubogi
Rozumiem, że autorka wpisu miała na myśli znaczenie przywołane w punkcie 2. Co by znaczyło, że według niej nasi najmłodsi studenci są nieszczęśnikami, którym należy współczuć.
Cóż, jeśli komuś nauka języka kojarzy się aż tak nieprzyjemnie, to akurat jemu należy mu współczuć, a nie tym biednym dzieciom. Zgaduję, że autorka tych słów ma bardzo mało lat i nie ma jeszcze swoich dzieci. Nie jest świadoma, jak szybko i jak dużo maluchy uczą się przez zabawę. I jak cenne są wczesne lata ich rozwoju.
Poza tym tylko nam w Europie wydaje się, że język ojczysty jest tylko jeden. Jak ktoś jest z Niemiec, to mówi tylko po niemiecku, a jak z Francji, to tylko po francusku. W wielu innych krajach dzieci już od urodzenia uczą się kilku języków, bo np. językiem urzędowym jest angielski, mama mówi w jednym dialekcie, a tata w drugim. Dla tych dzieci to wcale nie jest dziwne. To jest naturalne. I właśnie o to chodzi.
A wszystkim niedowiarkom, którzy twierdzą, że uczenie niemowląt mija się z celem, polecam obejrzenie naszych zajęć prowadzonych metodą Helen Doron 🙂

Dodaj komentarz