Martyna Wloka uczy w szkole Helen Doron English w Zabrzu. Prowadziła też zajęcia metodą Helen Doron w żłobku. W wywiadzie nasza lektorka opowiada o samej metodzie, swoich wrażeniach z pracy w szkole językowej Helen Doron oraz podejściu do nauki angielskiego najmłodszych dzieci.
Martyna Wloka: Szczerze mówiąc… nie pamiętam! To było 20 lat temu, kiedy rodzice postanowili zapisać mnie na zajęcia z angielskiego właśnie w szkole Helen Doron w Zabrzu. Dowiedziałam się, że będę chodzić do pani Asi i będziemy się bawić po angielsku! I tak to się wszystko zaczęło…
MW: Do dzisiaj pamiętam zajęcia, na których robiliśmy lalki – wyklejaliśmy je na kartce różnymi materiałami. To była świetna zabawa! Uwielbiam prace plastyczne i to było jedno z moich ulubionych zajęć w dzieciństwie. A w szkole Helen Doron było tego mnóstwo! Oprócz tego pamiętam też Botty’ego – bohatera jednego z kursów. Zawsze z rodzicami śpiewaliśmy piosenki z tego kursu. To, co pamiętam najlepiej, to atmosfera. Bardzo lubiłam przychodzić na angielski. Zajęć nie traktowałam jak zwykłych lekcji. Przekonałam się o tym w dniu, kiedy zobaczyłam stoisko Helen Doron na dniach kariery na wydziale filologicznym w Sosnowcu, gdzie studiowałam. Kiedy tylko logo Helen Doron rzuciło mi się w oczy, poczułam się znowu podekscytowana jak mała dziewczynka i pobiegłam dowiedzieć się, czy metoda nadal jest taka wspaniała, jak ją zapamiętałam i czy zabrzańską szkołę nadal prowadzi pani Asia. Wtedy dowiedziałam się, że szkoła w Zabrzu nadal działa, a wszystko, choć nowocześniejsze, wciąż bazuje na tym, co najważniejsze w procesie uczenia się – na wielkiej frajdzie! Okazało się, że wciąż mogę tam spotkać moją nauczycielkę!
MW: Myślę, że gdybym nie uczyłam się metodą Helen Doron, to nigdy nie rozważałabym zostania nauczycielem angielskiego. To dzięki tej metodzie od samego początku nauki odważnie mówiłam po angielsku i, mówiąc szczerze, nigdy nie odczułam, żebym w ogóle musiała się uczyć tego języka. Helen Doron i pani Asia sprawiły, że angielski po prostu był ze mną od dzieciństwa. Dlatego od zawsze go lubiłam i postanowiłam się w tym kierunku rozwijać. Co ostatecznie zaprowadziło mnie z powrotem do szkoły Helen Doron. A teraz, już pracując, stale czerpię z doświadczeń z bycia „po drugiej stronie”, jako uczennica.
MW: Po każdym dniu szkolenia wychodziłam z niego pełna energii i z burzą pomysłów w głowie! Nie spodziewałam się, że w ciągu jednego tygodnia można się tak dużo nauczyć. TTC dało mi całkiem nowe spojrzenie na to, w jaki sposób można uczyć innych – nie tylko angielskiego, ale wszystkiego! Byłam pod ogromnym wrażeniem tego, jak bardzo rozbudowana jest metoda Helen Doron i jak wiele aspektów bierze pod uwagę. To był jeden z najbardziej rozwijających tygodni w moim życiu. Rozpoczął on stan ciągłego rozwoju, jakim jest dla mnie praca w szkole Helen Doron.
Kiedy uczyłaś się metodą Helen Doron nie było jeszcze tych wszystkich nowych technologii (np. rzeczywistość rozszerzona, gry online, aplikacje uczące czytać dostępne na tablety i smartfony, itp.). Jak oceniasz ich pojawienie się i czy z nich korzystasz w swojej pracy lektorki Helen Doron?
MW: Świat się zmienia, więc metody nauki także się zmieniają. Moim zdaniem Helen Doron czerpie z nowych technologii w bardzo dobry sposób. Wszystkie aplikacje są rozwijające i edukacyjne, ponieważ pobudzają co najmniej dwa zmysły – wzroku i słuchu. A oprócz tego trzeba nimi operować, a więc też dotyku. Z pewnością aplikacje na telefon ułatwiają także rodzicom codzienne słuchanie nagrań, ponieważ można je zabrać wszędzie ze sobą. To było o wiele trudniejsze dla moich rodziców, którzy musieliby nosić ze sobą magnetofon! Staram się zapoznawać moich uczniów ze wszystkimi dostępnymi aplikacjami, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
MW: Oczywiście! Propsy pozwalają poznać słownictwo wieloma zmysłami jednocześnie. A to zawsze jest lepsze niż poznawanie jednym zmysłem, bo aktywuje więcej połączeń nerwowych i w efekcie lepiej zapamiętuje oraz rozwija inne czynności mózgu dziecka.
MW: Jak najbardziej. Pracuję głównie z dziećmi w wieku od 1,5 do 6 lat i widzę, że zyskują dzięki naszym lekcjom o wiele więcej niż samo uczenie się języka. Przede wszystkim ta grupa wiekowa dopiero zaczyna zaznajamiać się z normami społecznymi i pracą w grupie. Dla zdecydowanej większości z nich nasze spotkania są pierwszymi w życiu „lekcjami”, na których trzeba przestrzegać konkretnych zasad. Dzieci uczą się cierpliwości w czekaniu na swoją kolej i na następną aktywność. Rozwijają także umiejętności manualne podczas wykonywania ćwiczeń w książce oraz wykonywaniu prostych prac plastycznych. Mają również okazję ćwiczyć równowagę czy gibkość, gdy poznajemy słownictwo związane z aktywnością fizyczną. Właściwie dzieci podczas zajęć w Helen Doron uczą się po prostu wszystkiego!
MW: Nie mam takiej! Każda grupa wiekowa ma konkretne cechy, dzięki którym praca z nią sprawia mi przyjemność. U młodszych to na przykład cudowna fascynacja wszystkimi propsami i aktywnościami, a u starszych widoczne coraz dojrzalsze podejście do zajęć i chęć zaimponowania rówieśnikom dzięki wiedzy. A to pozytywnie ich nakręca!
MW: Na pewno trzeba lubić dzieci. Moim zdaniem nie ma idealnego przepisu na osobowość lektora Helen Doron. Poznałam ich już wielu i każdy z nas jest zupełnie inny, a wszyscy są wspaniałymi nauczycielami. Wystarczy chcieć nim być… no i oczywiście znać angielski!
Poleciłabym tę pracę każdemu, kto naprawdę dobrze zna angielski. Dla mnie nie ma lepszego wykorzystania tej umiejętności niż praca w szkole Helen Doron, bo nie dość, że dzięki mnie rozwija się mnóstwo cudownych uczniów, dzięki im rozwijam się też i ja!
HD: Dziękujemy za udzielenie odpowiedzi w wywiadzie!
Polecamy również:
Dlaczego angliści wybierają nauczanie metodą Helen Doron English? Wywiad z Magdaleną Skowronek-Farantou
Wywiad z Magdaleną Potocką – lektorką z 20-letnim stażem pracy metodą HDE
6 minMartyna Wloka uczy w szkole Helen Doron English w Zabrzu. Prowadziła też zajęcia metodą Helen Doron w żłobku. W wywiadzie nasza lektorka opowiada o samej metodzie, swoich wrażeniach z pracy w szkole językowej Helen Doron oraz podejściu do nauki angielskiego najmłodszych dzieci.
Martyna Wloka: Szczerze mówiąc… nie pamiętam! To było 20 lat temu, kiedy rodzice postanowili zapisać mnie na zajęcia z angielskiego właśnie w szkole Helen Doron w Zabrzu. Dowiedziałam się, że będę chodzić do pani Asi i będziemy się bawić po angielsku! I tak to się wszystko zaczęło…
MW: Do dzisiaj pamiętam zajęcia, na których robiliśmy lalki – wyklejaliśmy je na kartce różnymi materiałami. To była świetna zabawa! Uwielbiam prace plastyczne i to było jedno z moich ulubionych zajęć w dzieciństwie. A w szkole Helen Doron było tego mnóstwo! Oprócz tego pamiętam też Botty’ego – bohatera jednego z kursów. Zawsze z rodzicami śpiewaliśmy piosenki z tego kursu. To, co pamiętam najlepiej, to atmosfera. Bardzo lubiłam przychodzić na angielski. Zajęć nie traktowałam jak zwykłych lekcji. Przekonałam się o tym w dniu, kiedy zobaczyłam stoisko Helen Doron na dniach kariery na wydziale filologicznym w Sosnowcu, gdzie studiowałam. Kiedy tylko logo Helen Doron rzuciło mi się w oczy, poczułam się znowu podekscytowana jak mała dziewczynka i pobiegłam dowiedzieć się, czy metoda nadal jest taka wspaniała, jak ją zapamiętałam i czy zabrzańską szkołę nadal prowadzi pani Asia. Wtedy dowiedziałam się, że szkoła w Zabrzu nadal działa, a wszystko, choć nowocześniejsze, wciąż bazuje na tym, co najważniejsze w procesie uczenia się – na wielkiej frajdzie! Okazało się, że wciąż mogę tam spotkać moją nauczycielkę!
MW: Myślę, że gdybym nie uczyłam się metodą Helen Doron, to nigdy nie rozważałabym zostania nauczycielem angielskiego. To dzięki tej metodzie od samego początku nauki odważnie mówiłam po angielsku i, mówiąc szczerze, nigdy nie odczułam, żebym w ogóle musiała się uczyć tego języka. Helen Doron i pani Asia sprawiły, że angielski po prostu był ze mną od dzieciństwa. Dlatego od zawsze go lubiłam i postanowiłam się w tym kierunku rozwijać. Co ostatecznie zaprowadziło mnie z powrotem do szkoły Helen Doron. A teraz, już pracując, stale czerpię z doświadczeń z bycia „po drugiej stronie”, jako uczennica.
MW: Po każdym dniu szkolenia wychodziłam z niego pełna energii i z burzą pomysłów w głowie! Nie spodziewałam się, że w ciągu jednego tygodnia można się tak dużo nauczyć. TTC dało mi całkiem nowe spojrzenie na to, w jaki sposób można uczyć innych – nie tylko angielskiego, ale wszystkiego! Byłam pod ogromnym wrażeniem tego, jak bardzo rozbudowana jest metoda Helen Doron i jak wiele aspektów bierze pod uwagę. To był jeden z najbardziej rozwijających tygodni w moim życiu. Rozpoczął on stan ciągłego rozwoju, jakim jest dla mnie praca w szkole Helen Doron.
Kiedy uczyłaś się metodą Helen Doron nie było jeszcze tych wszystkich nowych technologii (np. rzeczywistość rozszerzona, gry online, aplikacje uczące czytać dostępne na tablety i smartfony, itp.). Jak oceniasz ich pojawienie się i czy z nich korzystasz w swojej pracy lektorki Helen Doron?
MW: Świat się zmienia, więc metody nauki także się zmieniają. Moim zdaniem Helen Doron czerpie z nowych technologii w bardzo dobry sposób. Wszystkie aplikacje są rozwijające i edukacyjne, ponieważ pobudzają co najmniej dwa zmysły – wzroku i słuchu. A oprócz tego trzeba nimi operować, a więc też dotyku. Z pewnością aplikacje na telefon ułatwiają także rodzicom codzienne słuchanie nagrań, ponieważ można je zabrać wszędzie ze sobą. To było o wiele trudniejsze dla moich rodziców, którzy musieliby nosić ze sobą magnetofon! Staram się zapoznawać moich uczniów ze wszystkimi dostępnymi aplikacjami, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
MW: Oczywiście! Propsy pozwalają poznać słownictwo wieloma zmysłami jednocześnie. A to zawsze jest lepsze niż poznawanie jednym zmysłem, bo aktywuje więcej połączeń nerwowych i w efekcie lepiej zapamiętuje oraz rozwija inne czynności mózgu dziecka.
MW: Jak najbardziej. Pracuję głównie z dziećmi w wieku od 1,5 do 6 lat i widzę, że zyskują dzięki naszym lekcjom o wiele więcej niż samo uczenie się języka. Przede wszystkim ta grupa wiekowa dopiero zaczyna zaznajamiać się z normami społecznymi i pracą w grupie. Dla zdecydowanej większości z nich nasze spotkania są pierwszymi w życiu „lekcjami”, na których trzeba przestrzegać konkretnych zasad. Dzieci uczą się cierpliwości w czekaniu na swoją kolej i na następną aktywność. Rozwijają także umiejętności manualne podczas wykonywania ćwiczeń w książce oraz wykonywaniu prostych prac plastycznych. Mają również okazję ćwiczyć równowagę czy gibkość, gdy poznajemy słownictwo związane z aktywnością fizyczną. Właściwie dzieci podczas zajęć w Helen Doron uczą się po prostu wszystkiego!
MW: Nie mam takiej! Każda grupa wiekowa ma konkretne cechy, dzięki którym praca z nią sprawia mi przyjemność. U młodszych to na przykład cudowna fascynacja wszystkimi propsami i aktywnościami, a u starszych widoczne coraz dojrzalsze podejście do zajęć i chęć zaimponowania rówieśnikom dzięki wiedzy. A to pozytywnie ich nakręca!
MW: Na pewno trzeba lubić dzieci. Moim zdaniem nie ma idealnego przepisu na osobowość lektora Helen Doron. Poznałam ich już wielu i każdy z nas jest zupełnie inny, a wszyscy są wspaniałymi nauczycielami. Wystarczy chcieć nim być… no i oczywiście znać angielski!
Poleciłabym tę pracę każdemu, kto naprawdę dobrze zna angielski. Dla mnie nie ma lepszego wykorzystania tej umiejętności niż praca w szkole Helen Doron, bo nie dość, że dzięki mnie rozwija się mnóstwo cudownych uczniów, dzięki im rozwijam się też i ja!
HD: Dziękujemy za udzielenie odpowiedzi w wywiadzie!
Polecamy również:
Dlaczego angliści wybierają nauczanie metodą Helen Doron English? Wywiad z Magdaleną Skowronek-Farantou
Wywiad z Magdaleną Potocką – lektorką z 20-letnim stażem pracy metodą HDE