Spreaker, Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, YouTube
Grzegorz Grabiec: Dzisiaj jestem w Lublinie, a moją gościnią jest Renata Adamczyk-Lalak, franczyzobiorczyni z Opola Lubelskiego. Cześć.
Renata Adamczyk-Lalak: Tak zgadza się. Cześć.
Opowiedz jak trafiłaś do Helen Doron?
Moja droga w Helen Doron zaczęła się już bardzo dawno temu, bo tak naprawdę w dwa tysiące piątym roku, ale początki są wcześniej, dlatego, że wcześniej kiedy studiowałam w Lublinie na anglistyce z moją koleżanką Sylwią Panek, obecnie Lewińską.
Dyrektorem szkoły Helen Doron w Warszawie, ona już wtedy była nauczycielem Helen Doron w Lublinie. Przychodząc na zajęcia na nasze na studia opowiadała, że dzisiaj idzie do pracy, będzie pracowała z dziećmi i mnie to zainteresowało, gdzie ona pracuje.
Wtedy jeszcze nie było takiego boom na szkoły językowe, zwłaszcza dla małych dzieci i opowiadała właśnie, że pracuje w Helen Doron i opowiadała jak wyglądają lekcje. I któregoś dnia ja trafiłam do niej na stancje i spodobały mi się materiały na lekcje, które ona przygotowuje.
Oczywiście tego było bardzo dużo, cały pokój pełen materiałów, rysowanek, kolorowanek, kartonów, różnego rodzaju rzeczy, które nawet bym nie podejrzewała, że mogą być przydatne do nauki języka angielskiego.
I mnie się to wtedy spodobało, że wow, ja też bym tak chciała uczyć, i też chciałabym, żeby moje lekcje były takie inne, takie kreatywne i coś pokazywały dzieciom innego niż tylko siedzenie z książką.
I po skończeniu studiów chciałam pracować w Helen Doron i skończyłam kurs na nauczyciela w Helen Doron, tutaj w Lublinie i zostałam nauczycielem niezależnym.
W dwa tysiące piątym roku, w grudniu pamiętam to było, i początki były, no powiedzmy sobie szczerze, takie sobie, bo zaczynałam z trójką dzieci w Opolu Lubelskim.
Opole Lubelskie ilu ma mieszkańców?
Opole Lubelskie ma mieszkańców, samo miasto, około osiem tysięcy.
I okolice?
Okolice, cały powiat to jest sześćdziesiąt tysięcy.
To dość sporo ludzi nawet.
No tak, wydawałoby się, że dość sporo, natomiast na pierwsze zajęcia, po mojej jakiejś tam reklamie wtedy na tamte czasy, przyszła tylko trójka chętnych, zdecydowanych zapisać się. Ja z tą trójką ruszyłam. I ta trójka ze mną miała lekcja przez cały rok.
Wynajmowałam wtedy salę w szkole państwowej podstawowej i co czwartek spotykaliśmy się na zajęciach we trójkę.
Pamiętam też, była taka dziewczynka w grupie, która przez cały rok nie chciała usiąść sama bez mamy na zajęcia i z rodzicami wtedy z trójką rodziców opatentowaliśmy taką zasadę, że po każdych zajęciach, kiedy dzieci usiądą na poduszkach, po lekcjach będą mamby, gumy mamby rozpuszczalne.
Także tak to wyglądało i po roku było nas już więcej, bo były dwie grupy. W tej grupie dołączyła później trójka, było nas sześcioro i druga grupa była kompletna, było osiem osób. Z różnymi sukcesami, mniejszymi, większymi, trwało to do dwa tysiące osiemnastego roku.
Byłam nauczycielem niezależnym w Opolu [Lubelskim] i tak jak mówię, były lata, kiedy miałam trójkę, były lata, kiedy miałam dwadzieścia parę dzieci, no nie więcej niż trzydzieści, także różnie to bywało.
Od dwa tysiące szesnastego może dwa tysiące piętnastego roku Marzenka, dyrektor regionalny w Lublinie namawiała mnie na otworzenie szkoły językowej w Opolu [Lubelskim], natomiast ja jakoś nie do końca jeszcze czułam tego bluesa żeby zostać dyrektorem.
Natomiast w dwa tysiące osiemnastym roku padła już taka ostateczna decyzja, że ok, wchodzę w to. Co będzie, to będzie. Zobaczymy. Otwieram własną szkołę językową, no i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Sukcesem.
W dwa tysiące osiemnastym roku we wrześniu ruszyliśmy w Opolu Lubelskim, no i we wrześniu okazało się, że mam stu czterdziestu ośmiu uczniów, także wielki sukces, który mam nadzieję będzie trwał dalej. Także tak to się zaczęło.
Wielkie to wyzwanie jest żeby przejść z nauczyciela niezależnego, czyli takiego, który uczy kilka osób, często we własnym mieszkaniu, do tego żeby otworzyć szkołę językową, no bo to tak długo ci zajęło.
No długo, bardzo długo. Ponad dwanaście lat. Natomiast myślę, że właśnie te dwanaście lat i praktyka nauczyciela niezależnego i też borykanie z różnego się rodzaju problemami sprawiły, że dlatego tak to poszło, że poszło całkiem dobrze, że okazało się to sukcesem.
Bo przez te dwanaście lat byłam nie tylko nauczycielem, że wchodziłam na zajęcia z lekcji i uczyłam, ale też musiałam borykać się ze sprawami organizacyjnymi.
Czyli też finanse, odwoływanie zajęć, organizacja grafiku, organizowanie sali, bo przez te dwanaście lat nie byłam tylko w jednej szkole państwowej, gdzie wynajmowałam sale.
Później musiałam zmienić lokalizację, zmianę dyrektorów, nie każdy dyrektor chce wynajmować sale językowe w szkołach państwowych po godzinach, więc różnie z tym bywało, więc z tym wszystkim musiałam się borykać, więc myślę, że było mi łatwiej, bo przez te dwanaście lat też byłam na własnej działalności gospodarczej.
Prawda, także różne te aspekty finansowe, ZUS, Urząd Skarbowy, to wszystko też mnie do tego przygotowało, także nie było to też dla mnie jakimś wielkim szokiem, że wchodzę w biznes i nagle muszę wszystko ogarnąć.
Część rzeczy już miałam ogarniętych, jedyną rzeczą, którą przy otwarciu szkoły językowej trzeba było na nowo zorganizować, no to oczywiście duży lokal i pracownicy, także tutaj było coś nowego, natomiast przy otarciu szkoły razem z siostrą, która też jest anglistką, stwierdziłyśmy, że wchodzimy w to obie, no i na tyle jak bardzo ona będzie mogła, to mi pomoże. Także tutaj wystartowałyśmy obie i się udało.
Co tak naprawdę się zmieniło w tobie, po tym, jak otworzyłaś szkołę językową? To jaki proces wewnętrzny taki psychologiczny no nastąpił, że podjęłaś tą decyzję i jak to wpłynęło na ciebie?
No chyba więcej odwagi i pewności siebie, że trzeba próbować czegoś innego no i nie bać się, prawda. Jednak ciężka praca daje sukces, także myślę, że pewność siebie, odwaga na nowe rzeczy i taka też kreatywność, próbowanie różnych rzeczy.
Jeżeli nie wychodzi jedna rzecz, no to próbujmy innej, także myślę, że prowadzenie własnego biznesu to jest taka praca, że próbujesz ciągle coś nowego, no że nie można się łatwo poddawać i ciągle trzeba iść do przodu.
A jakie są wyzwania w takiej mniejszej miejscowości?
No wyzwania są różne. Mamy przede wszystkim, jak na taki mały obszar, dużo szkół językowych, także musimy się przebijać, bardzo. Co więcej, no głównie otaczają nas okoliczne wsie, prawda, czyli też środowisko wiejskie ma trudniejszy dostęp do pewnych rzeczy.
U nas są to dojazdy z różnych miejscowości, także no tu jest duże zaangażowanie rodziców, którzy też muszą te dzieci przywozić i na nich czekać, prawda.
Kolejna sprawa, no to część środowiska wiejskiego jednak nie wierzy, że angielski w tak młodym wieku da sukcesy w przyszłości, także musimy też tych rodziców edukować, że trzy lata to jest już ten czas, żeby zacząć naukę języka obcego.
Co wydaje mi się trudniejsze niż w dużych miastach, gdzie ludzie mają dostęp do wszystkiego, no i jednak ta świadomość ludzi jest jednak większa.
Także myślę, że tutaj problem też nie tylko w dzieciach, ale też edukacja rodziców, że czas zacząć, im wcześniej, tym lepiej.
Piętnaście czy dwadzieścia lat temu jak zaczynaliśmy w Polsce to też jakaś wiedza na ten temat nie była powszechna, jakoś daliśmy sobie radę, więc czy te informacje tam później docierają z jakiegoś powodu?
Myślę, że później docierają, natomiast no te dwanaście lat temu ja postrzegałam to też inaczej, postrzegałam jako nauczyciel niezależny, także nie zależało mi na dużej liczbie osób, że utrzymać centrum, żeby utrzymać pracowników, tylko dla siebie, prawda.
Także to też było inaczej, natomiast no z perspektywy właściciela centrum i z perspektywy dyrektora, kiedy zatrudniasz pracowników, no też chcesz być, że tak powiem słowny i zapewnić pracownikom wypłatę, żeby no godnie żyli, także trzeba też inaczej do tego podejść, dlatego ta edukacja rodziców też jest ważna. Te spotkania z rodzicami, kiedy tłumaczymy, że to już trzeba zaczynać, że warto.
No i jak działasz teraz?
W pandemii?
Pandemia była, bo tak, otworzyłaś w dwa tysiące osiemnastym, potem zaraz była pandemia.
Tak, pierwsze dwa lata było na szczęście bez pandemii, także ugruntowało nas to, natomiast teraz no nadal działamy stacjonarnie, natomiast jest trudniej.
Dużo osób też boi się wychodzić z domu, jest ten dostęp do klienta utrudniony. Mamy nadzieję, że pandemia kiedyś minie i wrócimy do czasów, kiedy zaczynaliśmy, czyli dwa tysiące osiemnasty, dziewiętnasty rok. Na razie nie jest źle. Myślę, że jest ok.
Rola zabawy jest bardzo ważna, szczególnie na początku przygody z naszą metodą. Maluchy najczęściej uczą się przez zabawę. Kiedy wchodzą w grę emocję i tak zwany free play, wtedy uczymy się spontanicznie, uczymy się bez stresu i po prostu fajnie spędzamy czas. Bez zabawy nie ma nauki. Im jesteśmy starsi, tym mniej tej zabawy być może jest, ale jestem przekonana, że bez zabawy nikt z nas nie nauczyłby się w pełni niczego. – Ewa Więckowska
Jak u ciebie z tą zabawą?
Na każdej lekcji jest zabawa, jest fun, jest frajda, zarówna dla nauczycieli, jak i dla dzieci. Dlatego nasze lekcje są tak wyjątkowe, angażujące w pełni wszystkie możliwe zmysły dzieci, dlatego Helen Doron mnie przekonało w dwa tysiące dwunastym roku, że jest to coś innego.
Dlatego, że każda lekcja jest inna, nie ma nudy, nie widać po dzieciach, żeby siedziały znudzone, z kwaśną miną, zawsze jest coś innego, także chętnie do nas wracają po każdej lekcji.
No i teraz jak już masz tą dużą szkołę, i jest to zabawa, i tam więcej ludzi o tym słyszało, to zmieniło się ich podejście?
Myślę, że tak, myślę, że dlatego mamy tylu chętnych, bo każdy nowy klient przyprowadza kolejnego, opowiadają o tym sobie w domu, że słuchaj, te lekcje tam są inne.
Dlatego też ludzie wracają i widzą, przede wszystkim, widzą szybko efekty. To jest coś, co jest gwarancją sukcesu marki Helen Doron i jakość.
Po każdej lekcji widać efekt. Nie czekamy na efekty długo, one są już po pierwszych spotkaniach w naszej szkole, ale również z pierwszym kontaktem z płytami w domu, także myślę, że to jest to to co każdy powinien znaleźć.
Czyli co? Ludzie zaczęli mniej sceptycznie podchodzić w Opolu Lubelskim do nauki?
Myślę, że tak. Mam nadzieję.
Masz nadzieję, ale masz taką obserwację? Teraz w tej perspektywie tych kilku lat?
Yhy. Wracają rodzice i mówią, że, że tak, że na początku nie wierzyliśmy, natomiast teraz widzimy, że miało to sens. Nawet jakiś czas temu rozmawiałam z mamą, która powiedziała, że no wie Pani, zapisaliśmy się, no bo gdzieś też dzieci trzeba wozić, żeby tylko nie siedziały w domu.
Natomiast po dwóch latach uczęszczania do nas do szkoły, pojechali na wakacje do Turcji, rodzice w ogóle nie władający językiem angielskim.
I w pewnym momencie podchodzi syn z lodem. Mama się pyta „A skąd Ty masz loda”? „No kupiłem sobie”, „Jak sobie kupiłeś”? „No normalnie, podszedłem do pana i powiedziałem I want ice cream”.
Także mama była naprawdę w pełni zadowolona.
Ile dziecko miało lat?
Cztery.
Co byś poradziła osobom, które się zastanawiają, żeby otworzyć szkołę, ale z różnych powodów nie otwierają, i co byś im poradziła teraz z tej twojej perspektywy?
Żeby otwierać. Zdecydowanie otwierać. Nie zastanawiać się.
Czyli nie czekać?
Nie. Absolutnie nie.
A może poczekać jednak? Trochę się nauczyć? Dowiedzieć więcej, nie?
To też zależy od osobowości, prawda? No jeżeli osoba jest, że tak powiem, bojąca się, nie jest otwarta, no to jest ciężko.
Natomiast nie są to rzeczy, których nie można przejść, pokonać, tym bardziej, że wchodząc w Helen Doron, mamy ogromne wsparcie, także pełen bagaż informacji dostajemy na starcie w szkoleniach biznesowych.
Także tu naprawdę wiele rzeczy zostaje wyjaśnionych i telefon zawsze jest, że tak powiem, czynny, można zadzwonić, dopytać.
Także, jeżeli osoby się zastanawiają nad otwarciem szkoły językowej, szkoły językowej Helen Doron, naprawdę bardzo polecam, myślę, że sukces gwarantowany. Oczywiście ciężką pracą.
No tak, na pewno przedsiębiorczość i własny biznes to ciężka praca, nie tylko kokosy, jak niektórzy myślą, ale czy taka praca jest dla każdego? No bo nie każdy może, potrafi, chce być przedsiębiorcą, może boi się, i co wtedy?
Znaczy się, zdecydowanie nie dla każdego, nie każdy może być przedsiębiorcą. Nie każdy może być nauczycielem. Nie każdy może być lekarzem. Natomiast jeżeli ktoś uwielbia pracę z dziećmi, lubi język angielski, a przede wszystkim ma w sobie jakąś taką energię niespożytkowaną i jakiś taki nurt przedsiębiorcy to myślę, że tak, że warto spróbować, natomiast, no nie każdy.
W takim razie, dlaczego Helen Doron?
Myślę, że jakość, przede wszystkim jakość. Jakość zawsze się obroni.
I tu naprawdę, bardzo, bardzo polecam, dlatego, że no efekty widać, naprawdę metoda Helen Doron działa, jest to metoda bardzo naturalna. Sprzyjająca rozwojowi dziecka, także po pierwszych zajęciach widać efekty, każda lekcja jest inna, każda lekcja jest bardzo, bardzo urozmaicona.
Nie ma nudy, dzieci wychodzą zawsze uśmiechnięte i zadowolone, także myślę, że Helen Doron, tylko Helen Doron.
Dziękuję bardzo za rozmowę. Moją gościnią była Renata Adamczyk – Lalak.
Dziękuję.
11 minSpreaker, Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, YouTube
Grzegorz Grabiec: Dzisiaj jestem w Lublinie, a moją gościnią jest Renata Adamczyk-Lalak, franczyzobiorczyni z Opola Lubelskiego. Cześć.
Renata Adamczyk-Lalak: Tak zgadza się. Cześć.
Opowiedz jak trafiłaś do Helen Doron?
Moja droga w Helen Doron zaczęła się już bardzo dawno temu, bo tak naprawdę w dwa tysiące piątym roku, ale początki są wcześniej, dlatego, że wcześniej kiedy studiowałam w Lublinie na anglistyce z moją koleżanką Sylwią Panek, obecnie Lewińską.
Dyrektorem szkoły Helen Doron w Warszawie, ona już wtedy była nauczycielem Helen Doron w Lublinie. Przychodząc na zajęcia na nasze na studia opowiadała, że dzisiaj idzie do pracy, będzie pracowała z dziećmi i mnie to zainteresowało, gdzie ona pracuje.
Wtedy jeszcze nie było takiego boom na szkoły językowe, zwłaszcza dla małych dzieci i opowiadała właśnie, że pracuje w Helen Doron i opowiadała jak wyglądają lekcje. I któregoś dnia ja trafiłam do niej na stancje i spodobały mi się materiały na lekcje, które ona przygotowuje.
Oczywiście tego było bardzo dużo, cały pokój pełen materiałów, rysowanek, kolorowanek, kartonów, różnego rodzaju rzeczy, które nawet bym nie podejrzewała, że mogą być przydatne do nauki języka angielskiego.
I mnie się to wtedy spodobało, że wow, ja też bym tak chciała uczyć, i też chciałabym, żeby moje lekcje były takie inne, takie kreatywne i coś pokazywały dzieciom innego niż tylko siedzenie z książką.
I po skończeniu studiów chciałam pracować w Helen Doron i skończyłam kurs na nauczyciela w Helen Doron, tutaj w Lublinie i zostałam nauczycielem niezależnym.
W dwa tysiące piątym roku, w grudniu pamiętam to było, i początki były, no powiedzmy sobie szczerze, takie sobie, bo zaczynałam z trójką dzieci w Opolu Lubelskim.
Opole Lubelskie ilu ma mieszkańców?
Opole Lubelskie ma mieszkańców, samo miasto, około osiem tysięcy.
I okolice?
Okolice, cały powiat to jest sześćdziesiąt tysięcy.
To dość sporo ludzi nawet.
No tak, wydawałoby się, że dość sporo, natomiast na pierwsze zajęcia, po mojej jakiejś tam reklamie wtedy na tamte czasy, przyszła tylko trójka chętnych, zdecydowanych zapisać się. Ja z tą trójką ruszyłam. I ta trójka ze mną miała lekcja przez cały rok.
Wynajmowałam wtedy salę w szkole państwowej podstawowej i co czwartek spotykaliśmy się na zajęciach we trójkę.
Pamiętam też, była taka dziewczynka w grupie, która przez cały rok nie chciała usiąść sama bez mamy na zajęcia i z rodzicami wtedy z trójką rodziców opatentowaliśmy taką zasadę, że po każdych zajęciach, kiedy dzieci usiądą na poduszkach, po lekcjach będą mamby, gumy mamby rozpuszczalne.
Także tak to wyglądało i po roku było nas już więcej, bo były dwie grupy. W tej grupie dołączyła później trójka, było nas sześcioro i druga grupa była kompletna, było osiem osób. Z różnymi sukcesami, mniejszymi, większymi, trwało to do dwa tysiące osiemnastego roku.
Byłam nauczycielem niezależnym w Opolu [Lubelskim] i tak jak mówię, były lata, kiedy miałam trójkę, były lata, kiedy miałam dwadzieścia parę dzieci, no nie więcej niż trzydzieści, także różnie to bywało.
Od dwa tysiące szesnastego może dwa tysiące piętnastego roku Marzenka, dyrektor regionalny w Lublinie namawiała mnie na otworzenie szkoły językowej w Opolu [Lubelskim], natomiast ja jakoś nie do końca jeszcze czułam tego bluesa żeby zostać dyrektorem.
Natomiast w dwa tysiące osiemnastym roku padła już taka ostateczna decyzja, że ok, wchodzę w to. Co będzie, to będzie. Zobaczymy. Otwieram własną szkołę językową, no i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Sukcesem.
W dwa tysiące osiemnastym roku we wrześniu ruszyliśmy w Opolu Lubelskim, no i we wrześniu okazało się, że mam stu czterdziestu ośmiu uczniów, także wielki sukces, który mam nadzieję będzie trwał dalej. Także tak to się zaczęło.
Wielkie to wyzwanie jest żeby przejść z nauczyciela niezależnego, czyli takiego, który uczy kilka osób, często we własnym mieszkaniu, do tego żeby otworzyć szkołę językową, no bo to tak długo ci zajęło.
No długo, bardzo długo. Ponad dwanaście lat. Natomiast myślę, że właśnie te dwanaście lat i praktyka nauczyciela niezależnego i też borykanie z różnego się rodzaju problemami sprawiły, że dlatego tak to poszło, że poszło całkiem dobrze, że okazało się to sukcesem.
Bo przez te dwanaście lat byłam nie tylko nauczycielem, że wchodziłam na zajęcia z lekcji i uczyłam, ale też musiałam borykać się ze sprawami organizacyjnymi.
Czyli też finanse, odwoływanie zajęć, organizacja grafiku, organizowanie sali, bo przez te dwanaście lat nie byłam tylko w jednej szkole państwowej, gdzie wynajmowałam sale.
Później musiałam zmienić lokalizację, zmianę dyrektorów, nie każdy dyrektor chce wynajmować sale językowe w szkołach państwowych po godzinach, więc różnie z tym bywało, więc z tym wszystkim musiałam się borykać, więc myślę, że było mi łatwiej, bo przez te dwanaście lat też byłam na własnej działalności gospodarczej.
Prawda, także różne te aspekty finansowe, ZUS, Urząd Skarbowy, to wszystko też mnie do tego przygotowało, także nie było to też dla mnie jakimś wielkim szokiem, że wchodzę w biznes i nagle muszę wszystko ogarnąć.
Część rzeczy już miałam ogarniętych, jedyną rzeczą, którą przy otwarciu szkoły językowej trzeba było na nowo zorganizować, no to oczywiście duży lokal i pracownicy, także tutaj było coś nowego, natomiast przy otarciu szkoły razem z siostrą, która też jest anglistką, stwierdziłyśmy, że wchodzimy w to obie, no i na tyle jak bardzo ona będzie mogła, to mi pomoże. Także tutaj wystartowałyśmy obie i się udało.
Co tak naprawdę się zmieniło w tobie, po tym, jak otworzyłaś szkołę językową? To jaki proces wewnętrzny taki psychologiczny no nastąpił, że podjęłaś tą decyzję i jak to wpłynęło na ciebie?
No chyba więcej odwagi i pewności siebie, że trzeba próbować czegoś innego no i nie bać się, prawda. Jednak ciężka praca daje sukces, także myślę, że pewność siebie, odwaga na nowe rzeczy i taka też kreatywność, próbowanie różnych rzeczy.
Jeżeli nie wychodzi jedna rzecz, no to próbujmy innej, także myślę, że prowadzenie własnego biznesu to jest taka praca, że próbujesz ciągle coś nowego, no że nie można się łatwo poddawać i ciągle trzeba iść do przodu.
A jakie są wyzwania w takiej mniejszej miejscowości?
No wyzwania są różne. Mamy przede wszystkim, jak na taki mały obszar, dużo szkół językowych, także musimy się przebijać, bardzo. Co więcej, no głównie otaczają nas okoliczne wsie, prawda, czyli też środowisko wiejskie ma trudniejszy dostęp do pewnych rzeczy.
U nas są to dojazdy z różnych miejscowości, także no tu jest duże zaangażowanie rodziców, którzy też muszą te dzieci przywozić i na nich czekać, prawda.
Kolejna sprawa, no to część środowiska wiejskiego jednak nie wierzy, że angielski w tak młodym wieku da sukcesy w przyszłości, także musimy też tych rodziców edukować, że trzy lata to jest już ten czas, żeby zacząć naukę języka obcego.
Co wydaje mi się trudniejsze niż w dużych miastach, gdzie ludzie mają dostęp do wszystkiego, no i jednak ta świadomość ludzi jest jednak większa.
Także myślę, że tutaj problem też nie tylko w dzieciach, ale też edukacja rodziców, że czas zacząć, im wcześniej, tym lepiej.
Piętnaście czy dwadzieścia lat temu jak zaczynaliśmy w Polsce to też jakaś wiedza na ten temat nie była powszechna, jakoś daliśmy sobie radę, więc czy te informacje tam później docierają z jakiegoś powodu?
Myślę, że później docierają, natomiast no te dwanaście lat temu ja postrzegałam to też inaczej, postrzegałam jako nauczyciel niezależny, także nie zależało mi na dużej liczbie osób, że utrzymać centrum, żeby utrzymać pracowników, tylko dla siebie, prawda.
Także to też było inaczej, natomiast no z perspektywy właściciela centrum i z perspektywy dyrektora, kiedy zatrudniasz pracowników, no też chcesz być, że tak powiem słowny i zapewnić pracownikom wypłatę, żeby no godnie żyli, także trzeba też inaczej do tego podejść, dlatego ta edukacja rodziców też jest ważna. Te spotkania z rodzicami, kiedy tłumaczymy, że to już trzeba zaczynać, że warto.
No i jak działasz teraz?
W pandemii?
Pandemia była, bo tak, otworzyłaś w dwa tysiące osiemnastym, potem zaraz była pandemia.
Tak, pierwsze dwa lata było na szczęście bez pandemii, także ugruntowało nas to, natomiast teraz no nadal działamy stacjonarnie, natomiast jest trudniej.
Dużo osób też boi się wychodzić z domu, jest ten dostęp do klienta utrudniony. Mamy nadzieję, że pandemia kiedyś minie i wrócimy do czasów, kiedy zaczynaliśmy, czyli dwa tysiące osiemnasty, dziewiętnasty rok. Na razie nie jest źle. Myślę, że jest ok.
Rola zabawy jest bardzo ważna, szczególnie na początku przygody z naszą metodą. Maluchy najczęściej uczą się przez zabawę. Kiedy wchodzą w grę emocję i tak zwany free play, wtedy uczymy się spontanicznie, uczymy się bez stresu i po prostu fajnie spędzamy czas. Bez zabawy nie ma nauki. Im jesteśmy starsi, tym mniej tej zabawy być może jest, ale jestem przekonana, że bez zabawy nikt z nas nie nauczyłby się w pełni niczego. – Ewa Więckowska
Jak u ciebie z tą zabawą?
Na każdej lekcji jest zabawa, jest fun, jest frajda, zarówna dla nauczycieli, jak i dla dzieci. Dlatego nasze lekcje są tak wyjątkowe, angażujące w pełni wszystkie możliwe zmysły dzieci, dlatego Helen Doron mnie przekonało w dwa tysiące dwunastym roku, że jest to coś innego.
Dlatego, że każda lekcja jest inna, nie ma nudy, nie widać po dzieciach, żeby siedziały znudzone, z kwaśną miną, zawsze jest coś innego, także chętnie do nas wracają po każdej lekcji.
No i teraz jak już masz tą dużą szkołę, i jest to zabawa, i tam więcej ludzi o tym słyszało, to zmieniło się ich podejście?
Myślę, że tak, myślę, że dlatego mamy tylu chętnych, bo każdy nowy klient przyprowadza kolejnego, opowiadają o tym sobie w domu, że słuchaj, te lekcje tam są inne.
Dlatego też ludzie wracają i widzą, przede wszystkim, widzą szybko efekty. To jest coś, co jest gwarancją sukcesu marki Helen Doron i jakość.
Po każdej lekcji widać efekt. Nie czekamy na efekty długo, one są już po pierwszych spotkaniach w naszej szkole, ale również z pierwszym kontaktem z płytami w domu, także myślę, że to jest to to co każdy powinien znaleźć.
Czyli co? Ludzie zaczęli mniej sceptycznie podchodzić w Opolu Lubelskim do nauki?
Myślę, że tak. Mam nadzieję.
Masz nadzieję, ale masz taką obserwację? Teraz w tej perspektywie tych kilku lat?
Yhy. Wracają rodzice i mówią, że, że tak, że na początku nie wierzyliśmy, natomiast teraz widzimy, że miało to sens. Nawet jakiś czas temu rozmawiałam z mamą, która powiedziała, że no wie Pani, zapisaliśmy się, no bo gdzieś też dzieci trzeba wozić, żeby tylko nie siedziały w domu.
Natomiast po dwóch latach uczęszczania do nas do szkoły, pojechali na wakacje do Turcji, rodzice w ogóle nie władający językiem angielskim.
I w pewnym momencie podchodzi syn z lodem. Mama się pyta „A skąd Ty masz loda”? „No kupiłem sobie”, „Jak sobie kupiłeś”? „No normalnie, podszedłem do pana i powiedziałem I want ice cream”.
Także mama była naprawdę w pełni zadowolona.
Ile dziecko miało lat?
Cztery.
Co byś poradziła osobom, które się zastanawiają, żeby otworzyć szkołę, ale z różnych powodów nie otwierają, i co byś im poradziła teraz z tej twojej perspektywy?
Żeby otwierać. Zdecydowanie otwierać. Nie zastanawiać się.
Czyli nie czekać?
Nie. Absolutnie nie.
A może poczekać jednak? Trochę się nauczyć? Dowiedzieć więcej, nie?
To też zależy od osobowości, prawda? No jeżeli osoba jest, że tak powiem, bojąca się, nie jest otwarta, no to jest ciężko.
Natomiast nie są to rzeczy, których nie można przejść, pokonać, tym bardziej, że wchodząc w Helen Doron, mamy ogromne wsparcie, także pełen bagaż informacji dostajemy na starcie w szkoleniach biznesowych.
Także tu naprawdę wiele rzeczy zostaje wyjaśnionych i telefon zawsze jest, że tak powiem, czynny, można zadzwonić, dopytać.
Także, jeżeli osoby się zastanawiają nad otwarciem szkoły językowej, szkoły językowej Helen Doron, naprawdę bardzo polecam, myślę, że sukces gwarantowany. Oczywiście ciężką pracą.
No tak, na pewno przedsiębiorczość i własny biznes to ciężka praca, nie tylko kokosy, jak niektórzy myślą, ale czy taka praca jest dla każdego? No bo nie każdy może, potrafi, chce być przedsiębiorcą, może boi się, i co wtedy?
Znaczy się, zdecydowanie nie dla każdego, nie każdy może być przedsiębiorcą. Nie każdy może być nauczycielem. Nie każdy może być lekarzem. Natomiast jeżeli ktoś uwielbia pracę z dziećmi, lubi język angielski, a przede wszystkim ma w sobie jakąś taką energię niespożytkowaną i jakiś taki nurt przedsiębiorcy to myślę, że tak, że warto spróbować, natomiast, no nie każdy.
W takim razie, dlaczego Helen Doron?
Myślę, że jakość, przede wszystkim jakość. Jakość zawsze się obroni.
I tu naprawdę, bardzo, bardzo polecam, dlatego, że no efekty widać, naprawdę metoda Helen Doron działa, jest to metoda bardzo naturalna. Sprzyjająca rozwojowi dziecka, także po pierwszych zajęciach widać efekty, każda lekcja jest inna, każda lekcja jest bardzo, bardzo urozmaicona.
Nie ma nudy, dzieci wychodzą zawsze uśmiechnięte i zadowolone, także myślę, że Helen Doron, tylko Helen Doron.
Dziękuję bardzo za rozmowę. Moją gościnią była Renata Adamczyk – Lalak.
Dziękuję.