słuchaj na:

SpreakerSpotifyGoogle PodcastApple PodcastYouTube

Grzegorz Grabiec: Dzień dobry

Agnieszka: Cześć. Dzień dobry.

Dzisiaj moją gościnią jest Agnieszka Eysymontt- Nawrot z Sopotu. Nauczycielka metody Helen Doron od 2004 roku i franczyzycobiorczyni od 2010 roku.

Wszystko się zgadza.

Coś więcej?

Agnieszka Eysymontt Nawrot Sopot - Helen Doron English

Helen Doron franczyza – jak zaczęła się przygoda Agnieszki

Pewnego dnia zobaczyłam lekcje Helen Doron. Szukając pracy jako młoda osoba po studiach. A tak naprawdę byłam jeszcze na ostatnim roku w Skandynawistyki. Zobaczyłam lekcję, i pomyślałam sobie bardzo dumnie, że ja już dużo wiem o nauczaniu, ale i tak lekcja mnie zaczarowała. Osoba, która pokazywała tą lekcję, już nie jest w sieci. A ja tak. Bardzo, bardzo mnie wciągnęło. Później były jakieś stypendia. No i jak wróciłam, po pracy w Anglii.

Po stypendium w Danii, to Helen Doron do mnie cały czas mówiło. W międzyczasie otworzyłam swoją firmę. Bo wiedziałam od zawsze, że nie chcę być przez nikogo zatrudniona. To był mój, w ogóle, absolutny wektor wyboru pierwszego. No i zadzwoniłam do ówczesnego FP’a, do pani Kornelii, z którą do tej pory się przyjaźnię, i zrobiłam TTC. Czyli szkolenie na nauczyciela. Zaczęłam uczyć metodą i po prostu było bardzo fajnie.

Własna szkoła językowa

Czyli taka miłość od pierwszego wejrzenia?

Miłość absolutnie od pierwszego wejrzenia, a tak naprawdę sama metoda. Metody nie rozumiałam, zrozumiałam ją dużo, dużo później, ale bardzo mi się podobało kolorowe pudełko. Pudełko, z którego wyciągało się czarodziejskie rzeczy, piłeczki, wstążeczki, ono było absolutnie czarodziejskie. I po prostu ja wiedziałam, że ja chcę uczyć. I tą drogą poszłam.

Najpierw stałam się nauczycielem. Później, po jakimś czasie, wykupiłam licencję i otworzyłam swoją szkołę. To się zbiegło u mnie z macierzyństwem, bo wykupiłam licencję, jak się urodził mój drugi syn. Tuż po porodzie, można powiedzieć, i to była decyzja, taka.

No tak, no, robię coś, ale właściwie nie wiem, co będzie za chwilę”. No bo małe dziecko, to tak nie wiadomo do końca, co przyniesie, wiele szczęścia, ale też wiele obowiązków, no ale, jakby już wiedziałam, że chcę to robić. Więc po prostu poszłam w to. I otworzyłam szkołę. Na początku wynajmowałam salę, później, w szkole, tam jakiejś podstawowej. W Sopocie.

No i później kolejno wynajmowałam lokale. W Sopocie to jest dość trudna sprawa. Dlatego że Sopot, jak większość Polaków wie, to jest prestiżowe miasto wypoczynkowe, więc tam są ceny również prestiżowe. I znaleźć coś, co odpowiada początkującej szkole, no to jest naprawdę duża sztuka.

No ale jakoś się tam udawało, też mam wielu przyjaciół w Sopocie, więc to po prostu sobie tak poszło. No i szkoła się po prostu rozwijała, nie tak, jakbym chciała, ale tak, jak powiedziałam na początku, to się u mnie zbiegło z macierzyństwem. Miałam szkołę, uczyłam w tej szkole, byłam głównie nauczycielem, i po jakimś czasie spotkałam koleżankę Agnieszkę, która powiedziała mi „Słuchaj, ale to można robić trochę inaczej”.

No bo to jest taki wątek. Każdy chce być  nauczycielem, a kończy jako przedsiębiorca czy biznesmen. Może za duże słowo.

Tak, i ona mi pokazała parę takich, bo byłam sama, w związku z tym, nie za bardzo miałam się od kogo uczyć. Uczyłam się głównie na swoich błędach, i to wydłużało moją drogę do sukcesu. No ale w tych rozmowach, Agnieszka właśnie, wtedy była przedstawicielem na Gdańsk, więc byłam zmuszona do kontaktu z nią. Ponieważ kupowałam od niej materiały dydaktyczne, no i zaczęłyśmy rozmawiać, i ona tak mówi:

„No, a może tak byś zrobiła. A może tak byś zrobiła, a może w ogóle wymyślimy coś razem”, wtedy nie było takiego kontaktu między centrami, każdy był dla siebie taką jednostką samą w sobie i za bardzo sobie nie pomagaliśmy. Nawet czasami nie wiedzieliśmy, że istniejemy. No ale takie były też czasy, było inaczej, nie było Facebook’a, nie było Instagram’a. Komórkę, no to każdy miał, ale rozmowy przez komórkę też były inaczej taryfowane.

Smartfonów nie było.

Smartfonów nie było, no i tak, no po prostu było inaczej, no ale to jest oczywiste, tak, że kiedyś było inaczej.

No i ta Agnieszka jakoś mnie naprowadziła na taką drogę, na drogę bardziej biznesową. Zaczęłyśmy współpracować. I z tej współpracy bardzo dużo wynikało. Bo ta współpraca na początku opierała się na bardzo prostej rzeczy, czyli na wymianie pomocami dydaktycznymi. I to może nie było bardzo biznesowe, ale to bardzo usprawniało pracę, a to, że usprawniało pracę, dawało czas na inny aspekt biznesu.

No i potem ta współpraca przeszła, w ogóle, w inny wymiar, ale też się czasy zmieniły, no i tak, no i tak to się, jakby kręci, ale kluczem zawsze jest to, że zmiana musi następować, bez zmiany nie ma w ogóle żadnego postępu, i jeżeli się boimy tej zmiany, no to po prostu trwamy w miejscu i za jakiś czas wypadamy. Zresztą Helen Doron jest o zmianie, bo zmienia kursy, dostosowuje tematykę, dostosowuje formę przekazu do czasów.

Więc to jest jakby nieuniknione.

Pomysł na biznes, czyli szkoła językowa

Chciałaś zawsze być u siebie, nie na etacie, no to, jakby się spełniło. Myślałaś o tym od początku, żeby właśnie własną firmę prowadzić, zatrudniać nauczycieli, rozwijać? No bo prawie teraz, no bo prawie całe Trójmiasto? Czy to, jakoś tak organicznie, w którymś momencie, pojawiło się samo?

Ja przede wszystkim od zawsze chciałam być nauczycielem. To po prostu, jakby wiedziałam od zawsze. Chociaż robiłam różne rzeczy w życiu, ale ten nauczyciel do mnie wracał. Nie chciałam, żeby ktoś mnie zatrudniał. Bo to ograniczało moją wolność, a bardzo nie lubię być ograniczona. A poza tym, pracowałam dla kogoś, i nie zawsze się udaje trafić na szefa, który chce twojego rozwoju, a ja jednak czułam zawsze, że ja muszę się rozwijać, bo inaczej… no dusiłam się. I to było, jakby takim absolutnym, celem moim, nie za bardzo myślałam o tym, że będę zatrudniać ludzi.

Te rzeczy się pojawiały trochę spontanicznie. I za każdym razem miałam poczucie, że ta decyzja jest na wyrost. Że podejmuję, że wchodzę w coś, o czym nie do końca jeszcze wiem, co mam z tym zrobić, ale czułam, jakby tak, bardzo intuicyjnie, że to jest właściwy kierunek. Więc szybko się musiałam douczać rzeczy, księgowych, o kadrach trochę, absolutnie nie jestem w tej dziedzinie specjalistą, raczej szukam pomocy w firmach zewnętrznych, no ale wiem, że muszę jej poszukać, wiem, że musi być jakaś jednostka, która się tym zajmuje, i to po prostu pod zlecam, 

Ale miałam zawsze poczucie, że ten krok do przodu jest nieunikniony, że go trzeba, mimo lęku, zrobić, no ale zawsze miałam wrażenie, że naprawdę wskakuję do trochę za głębokiego basenu, że to, jednak tam, nie wiem co będzie.

Ale może tak trzeba, żeby coś się rozwijało, no to trzeba robić ten krok do przodu?

Nie ma innej drogi. Na jednym ze szkoleń, które tutaj było organizowane, też w ramach Helen Doron, przez firmę zewnętrzną. Zapytano nas na czym opieramy swoje decyzje. I, no bardzo żeśmy się tam mądrzyli, i ktoś mówi „Na excellu, na danych, na analizie”, i człowiek, który to prowadził, powiedział „No okej, być może, ale większość waszych decyzji oparta jest na lęku”. I to do mnie, z tego całego szkolenia, bardzo przemówiło, bo tak jest, bo my, zazwyczaj, robimy rzeczy zachowawcze, a to nas w ogóle nie rozwija. Rozwija nas dopiero to, co wytrąca nas ze strefy komfortu, i rozwija nas moment, w którym przekraczamy swój lęk.

I to jest w każdej dziedzinie, a w biznesie, no po prostu „No risk, no fun”.

Tutaj sprawdzisz jak zostać franczyzobiorcą i jak założyć szkołę językową krok po kroku

Prowadzenie szkoły językowej

Czyli trzeba mieć osobowość specyficzną, żeby umieć z tym lękiem sobie radzić, bo wiele osób, jakby mentalnie, się nie nadaje do prowadzenia działalności. Przecież to nie jest tak, że bycie przedsiębiorcą jest dla każdego, no większość osób pracuje na etacie.

Tak, bo większość myśli, że to daje bezpieczeństwo. I prawdopodobnie, w jakimś tam procencie przypadków, tak jest. No ale, no jednak, no każdego można zwolnić. Każdy biznes może się rozpaść, i według mnie, prawdopodobieństwo porażki jest wszędzie takie samo, bo jest czynnik ludzki. No po prostu człowiek, który pracuje z pasją, gdziekolwiek on będzie pracował, no ma największe szanse powodzenia. Pasja i determinacja, a to, że nie wszyscy jesteśmy przedsiębiorcami, to okej, natomiast, no, przedsiębiorca też jest wolną osobą, dużo bardziej wolną, i to z perspektywy lat, również z perspektywy rodzica mogę powiedzieć, że taka praca daje mi po prostu wolność.

Mam pewne zobowiązania, mam pewne, mam pewien grafik, ale tak naprawdę, to ja jestem autorką tego grafiku, i to jest ogromna wolność.

Czy to oznacza, że edukacja, akurat, jako przedmiot usługi w edukacji, jako zakres działania firmy, no bo to jest dość, taka trudna rzecz, bo usługi specyficzne, z ludźmi, z dziećmi, czy to akurat ma znaczenie, czy nie, jak widzisz to w perspektywie, tych piętnastu, szesnastu lat?

Ja uczę w ogóle dwadzieścia parę lat, dwadzieścia, prawie, sześć lat. Natomiast, no mówimy już o metodzie.

Czyli to była świadoma decyzja?

Natomiast to była bardzo świadoma decyzja. No edukacja to jest praca z ludźmi, to oczywiście ma swoje plusy i minusy, bo wszyscy coś ze sobą niesiemy, więc niesiemy pozytywy i negatywy, i ja jako przedsiębiorca, jako nauczyciel, no doświadczam, no na przykład w pandemii, po prostu ludzkiego lęku. Niektórzy mówili „Nie, słuchajcie, nie ma pandemii, uczcie dalej”, inni natomiast, przychodzili w dwóch maseczkach, bardzo było dużo tragedii rodzinnych, no i z tym też trzeba sobie umieć poradzić, z tą presją, i to, po prostu tak jest. 

Natomiast, no edukacja jest bardzo wdzięczną dziedziną. Bo edukacja, mądrze prowadzona, to jest rozwój, to jest rozwój dzieciaków, młodzieży, małych dzieci, rozwój też rodziców. I to jest taka dziedzina, w której mamy, no naprawdę, ogromy wpływ. I ten wpływ, i ta możliwość zmiany, i nadzieja, że ci ludzie po prostu będą, pójdą z jakimś niebywałym narzędziem,

Bo obcy język, to jest w ogóle narzędzie o niebywałej mocy, no to, to jest po prostu piękna perspektywa. I według mnie, po prostu warto ją podjąć, podjąć ten wysiłek. Jakby nie ma ceny, poza tym, jakby, już tak w ogóle sobie myślę, że, co po nas zostaje? No zostaje takie ziarno, które puścimy dalej w świat, i to jest jedno z tych ziaren. Edukacja jest naprawdę, po prostu, wdzięczną dziedziną.

Przeczytaj również czym wyróżnia się Helen Doron w zakresie nauczania

Jeśli uczysz ponad dwadzieścia lat, to jest chyba dowód na to. Ale ja chciałem zapytać o inną rzecz. Bo mówiłaś o lęku, podjęłaś odważną, dużą decyzję, żeby się przenieść, zmienić lokalizację swojej szkoły, czy… Jak do tego momentu doszłaś, że zdecydowałaś się podjąć ten krok, w takim trudnym momencie. Inwestycja, duża zmiana, nie wiadomo… niepewna przyszłość, nie wiadomo, co się wydarzy, a tu jednak taki krok?

No tak, to prawda, to było zagranie va banque. Muszę też oddać, tutaj, słowo mojemu mężowi, bo jak ja się bardzo wahałam, to on powiedział: „Nie rób żadnego kroku w tył, damy radę”. Ja mówię: „Słuchaj, ale może być bankructwo”. A on mówi: „Dobra, to będzie, to trudno”. Więc, jakby, miałam jego wsparcie, i to, jakby, w rodzinie, to jest bardzo istotne. Natomiast rzeczywiście było tak, że w jakąś tam środę, dwunastego, czy trzynastego marca, dowiedzieliśmy się, że jest pandemia i lockdown, a ja na następny dzień już byłam umówiona w spółdzielni mieszkaniowej na podpisanie umowy, i tą umowę podpisałam na pięć lat,

No ale, tak sobie pomyślałam, że wszystko można, każdą umowę można wypowiedzieć. Człowiek, z którym tą umowę podpisywałam, chociaż obawiałam się, generalnie, prezesa spółdzielni, bo prezes spółdzielni to jest dosyć specyficzna fucha, że tak powiem, kolokwialnie, ale trafiłam, naprawdę, na bardzo życiowego człowieka, i on po prostu też mi pomógł. Pomógł mi w podjęciu decyzji, dał mi, tam, dwa tygodnie na remont, bez czynszu, więc miałam takich kilka, może nie dużo… nie zmieniły dużo finansowo, ale tak mentalnie, po prostu, mi pomogły tą decyzję podjąć, więc kilka tych rzeczy się zbiegło.

Kilkoro ludzi, po prostu spotkało się we właściwym momencie, ale tak, rzeczywiście, wahałam się ogromnie. Ale ta pandemia mi bardzo pomogła, bo miałam czas na to, żeby wyremontować lokal, doprowadzić go do takiego stanu, jaki rzeczywiście chcę mieć, więc mam szkołę taką, jaką chcę mieć i tam się niczego nie wstydzę, po prostu, naprawdę bardzo ładnie. No ale było trochę trudności, no kupowaliśmy ostatnie drzwi w Castoramie, z marketu budowlanego wynosiliśmy, tyłem, wykładzinę, no takie były różne historie, ale to jest okej, no, to jest, po prostu, humoreska pandemiczna, haha.

Haha. Każdy przeżył trochę… żeby jakoś przeżyć tą dziwną sytuację, i jakoś poradzić sobie w tym czasie. Czyli, ostatecznie masz tą szkołę, jesteś w nowym miejscu, tutaj jest właśnie taki lokal docelowy, taki, z którego jesteś w pełni zadowolona?

Jestem w pełni zadowolona, ale on jest za mały już.

Aha, czyli co, trzeba będzie wypowiadać tą pięcioletnią umowę?

Nie, nie, nie, już pracuję nad tym, żeby przebić ścianę do biblioteki.

Haha.

No właśnie, właściwie tym scenariuszem optymistycznym było to, że jeżeli wrócimy do… przecież nikt nie wiedział w marcu, czy my wrócimy do szkoły, czy nie wrócimy.

No tak, no bo lekcje były online, nie wiadomo było, jak długo.

Lekcje były online, toczył się remont, ja się uczyłam online’u, bo ja kompletnie tego nie potrafiłam robić. No więc wydarzało się bardzo dużo, jednocześnie ja jestem jedynym nauczycielem, który u nas w szkole uczy kursu dla najmłodszych. Najmłodsi nasi uczniowie to są dzieci, mniej więcej, roczne, półtoraroczne, i ja też ten kurs dokończyłam online, z tymi dzieciakami, więc no, też musiałam, jakby prowadzić i te lekcje.

To wyzwanie, jak z rocznymi dziećmi, online, lekcje, jak z siedmio, ośmio latkami są problemy.

No tak, to jest wyzwanie, to jest rzeczywiście wyzwanie, natomiast, no ta grupa przetrwała, kontynuowała, więc myślę, że to był sukces, natomiast, no działo się bardzo dużo, ale to co chcę powiedzieć, ta nagroda, która nastała w czerwcu, bo ja postanowiłam, że… postawiłam sobie za cel, że w czerwcu, ludzie, którzy będą chcieli wrócić do zajęć stacjonarnych, będą mogli to zrobić w nowej szkole, i to będzie taki moment, no też marketingowy, w którym oni zobaczą, że jest nowe rozdanie, że są większe sale, że są większe okna, to bardzo mentalnie dobrze wpłynęło, że wszystko jest czyste, że, no jakby nie ma się czego bać. No i to świetnie zadziałało.

Rzeczywiście mogę powiedzieć, że siedemdziesiąt procent uczniów wróciło stacjonarnie do pracy, część jeszcze zostało na, na tych online’ach, z różnych powodów, i ci co wrócili, no to byli po prostu pod absolutnym wrażeniem, i tam nie było… no to po prostu, ten biznes się rozwijał, tam nie było już żadnych wątpliwości, gdzie mają zostać, i co się wydarzy od września.

Hm… Szybciej bym się uczyła, na błędach innych, a nie tylko na swoich.

Czyli mniej byś się obawiała lęku?

Tak, mniej bym… ale też, ja, też z perspektywy tych dwudziestu lat, wolałabym być pokorniejsza na początku, no ale powiedzmy sobie, że to jest taka perspektywa… no wstecz, tak, to już nic się nie zmieni. Tak, jak mówię, uczyć się na cudzych błędach, nie koniecznie, albo inaczej, po prostu współpracować, ale to też, tak jak powiedziałam na początku, wypracowałyśmy z Agnieszką taką grę zespołową, i to się przyjęło, na początku tego nie było, ale naprawdę były inne czasy, to była zupełnie inna, inne Helen Doron, inna sieć, no i to jest okej, rozwijamy się.

Czyli, co byś powiedziała sobie samej, dwadzieścia lat młodszej?

Nie bój się.

Taką, taką poradę.

Nie bój się, ufaj sobie, ufaj intuicji.

Franczyza szkoła językowa dla dzieci

Okej, bo we franczyzie tak jest, że to doświadczenie jednej osoby przekłada się na wiedzę kolejnych osób, bo to jest taka zbiorowa wiedza, gdzie zazwyczaj w takiej zwykłej, nie franczyzowej firmie, no to, jeżeli jest jeden przedsiębiorca, i ma jakieś tam swoje błędy i doświadczenie, z tego wynikające, no to zostaje u niego, natomiast we franczyzie jest tak, że ta wiedza, jakby rozchodzi się, to jest taka… takie trochę mrowisko, że wiedza jest zbiorową… zbiorowa, i ona usprawnia działanie kolejnych wszystkich osób w czasie, tych, które później się przyłączają, albo tych, które są jakiś czas, stąd wynika ta zmiana.

No tak, tak, tak dokładnie we franczyzie jest, i właśnie dlatego mówię, że warto czasem swoją dumę czy przekonanie jakieś, że „Ja wiem lepiej”, albo „Ja wypróbuję”, schować w kieszeń, zrobić to tak, jak ktoś tam radzi, i potem wyciągnąć wnioski, bo cały czas, jakby szukanie swojej drogi, takiej indywidualnej, to jest okej, ale to czasem jest droga dookoła, to nie jest potrzebne po prostu.

No właśnie, no bo też jako, będąc nauczycielką, mogłabyś uczyć sama, niekoniecznie we franczyzie, mogłabyś otworzyć własną szkołę, i uczyć jako ty, i już.

Ja tak zaczęłam, ja tak zaczęłam, ale, no to oznaczało, w dwa tysiące trzecim roku ja wróciłam z pracy, wróciłam z Londynu, z pracy dla dosyć dużej firmy consultingowej.

Ja tak zaczęłam, ja tak zaczęłam, ale, no to oznaczało, w dwa tysiące trzecim roku ja wróciłam z pracy, wróciłam z Londynu, z pracy dla dosyć dużej firmy consultingowej, to były zupełnie pobudki osobiste, to dotyczyło bardziej moich rodziców, ich stanu zdrowia, i tak dalej, zdecydowałam się na powrót, no i otworzyłam swoją firmę, i zaczęłam uczyć w Gdańsku, rozklejając plakaty po klatkach schodowych, i naprawdę miałam spory sukces, bo ja zaczęłam robić to na wiosnę, a od września pracowałam na tak zwany „full time”, czyli osiem godzin uczenia dziennie, pięć dni w tygodniu, każdy z nauczycieli przecież wie, co to znaczy pięć, znaczy osiem godzin dydaktycznych, no to jest prostu naprawdę bardzo dużo, ale to się da zrobić.

Tylko, że to nie było to, o co mi chodziło w uczeniu. Ja byłam bardzo skuteczna. Ludzie zdawali egzaminy, dostawali się na studia, zdawali FCE, ale to nie było to uczenie, o które mi chodziło. Mi chodziło, jednak, o Helen Doron. O uczenie dzieciaków.

W tym artykule dowiesz się, dlaczego dzieci powinny posługiwać się językiem angielskim

Czyli… satysfakcję w biznesie, w pracy daje też coś innego, niż tylko skuteczność, takie widzenie…? Jak byś to określiła?

Ja dzisiaj w ogóle myślę, że, że to chodzi, naprawdę, chodzi o rozwój, chodzi o to, żeby człowiek, czy zupełnie mały, czy średni, czy dorosły, bo ja też otworzyłam grupę Helen Doron dla dorosłych, grupę, bo to grupy może za duże, ale grupę, bo po prostu przyszły matki i powiedziały „My też tak chcemy być uczone, jak nasze dzieci”.

No ale jak? Na dywanie mamy?

Tak, one siedzą na dywanie. Ja im rozstawiam stoły, a one „Nie, nie, usiądziemy na dywanie”, one łapią piłkę, rzucają do siebie misiem. Oczywiście no nie, nie robimy takich rzeczy, co robią dzieci, ale generalnie tak. No one powiedziały: „My chcemy być tak uczone, my nie chcemy już tak ćwiczyć gramatyki”. I to się naprawdę bardzo fajnie sprawdza. Natomiast to, co chcę powiedzieć, to jest naprawdę rozwój, chodzi o to, żeby dmuchnąć człowiekowi w skrzydła, i żeby on uwierzył, że może. Język, w ogóle, jest o tym, że poznaje się nie tylko język, ale poznaje kulturę, poznaje, otwieram się na coś nowego, a dopiero otwieram się wtedy, kiedy wierzę, że mogę to zrobić, a ja nie wierzę dlatego, że umiem ten, czy inny czas. Tylko dlatego, że ktoś mnie zaraził entuzjazmem i powiedział „Możesz”, i to tak naprawdę o tym jest całe Helen Doron.

Czyli ten angielski, taki „You can do it”.

„You can do it, absolutely”.

Dziękuję bardzo za rozmowę, moją gościnią była Agnieszka Eysymontt-Nawrot, franczyzobiorczyni z Sopotu i Gdańska. Dziękuję bardzo.

Dziękuję również.