Spreaker, Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, YouTube
Grzegorz Grabiec: Moją gościnią dzisiaj jest Anna Baron, z Kielc, mama dwóch chłopców. Dzień dobry.
Anna Baron: Dzień dobry.
Chłopcy mają siedem i dziewięć lat.
Tak, zgadza się.
I uczą się odpowiednio cztery i pięć lat w szkole Helen Doron.
Tak, dokładnie, nawet ten starszy praktycznie chyba już sześć.
No, czyli zaczynał, jak miał trzy latka?
Cztery, no tak trzy latka, ten młodszy cztery latka, mhm. (zobacz ofertę: angielski dla 4 latka)
Dlaczego takie małe dziecko posłałaś na naukę angielskiego?
Powiem szczerze, że jeśli chodzi o tego starszego, zauważyliśmy, że rozwijając się w wieku tam dwóch, trzech latek, zaczął nam najpierw mówić po angielsku, nie wiemy dlaczego. Haha. Aczkolwiek jakoś tak predyspozycje takie do nauki miał, dość łatwo przyswajalne.
Chcąc, nie chcą, gdy on był naszym pierwszym dzieckiem, nie mieliśmy jeszcze tego młodszego, chodząc na spacery, nie wiem, po schodach, liczyliśmy też po angielsku, więc chyba dużo bajek, w sensie takich rozwojowych, słuchał, oglądał i chyba ten angielski gdzieś mu tak łatwo do tej głowy wchodził, stąd też pomysł był, aby go zapisać, gdzieś do szkoły, gdzie mógłby rozwijać bardziej ten język. No i padło na Helen Doron. Dlaczego Helen Doron?
No, chyba dlatego, że jakiś research zrobiliśmy na stronach internetowych, szukaliśmy opinii rodziców, którzy, którzy gdzieś tam już swoje dzieci posyłali i Helen Doron miało takie naj, najbardziej, najlepsze pozytywne opinie więc dlatego wysłaliśmy dziecko tutaj. I zobaczyliśmy na lekcjach pokazowych, że faktycznie nauczyciele, lektorzy fajnie, indywidualnie podchodzą do dzieci, że jak widzą, że dziecko jest gdzieś mocniejsze, bądź, nie wiem, troszeczkę potrzebuje więcej uwagi, to też mu poświęcają. I jakoś tak nam się sprawdził ten pierwszy rok w przypadku Tymka.
Później, gdy pojawił nam się młodszy synek, to również poczekaliśmy chwilkę, też nie puszczaliśmy go od maluszka, aczkolwiek zobaczyliśmy, że chciał robić to co starszy, więc też, też jak najbardziej pociągnęliśmy Helen Doron,
Odwiedzaliście inne szkoły językowe, w czasie tego wyboru swojego i selekcji szkoły?
Muszę przyznać, że tak, że jak najbardziej. To nie było też tak, że: „Oo, wybierzemy Helen Doron i tylko i wyłącznie, opiniami internetowymi będziemy się opierać, na opiniach internetowych, aczkolwiek w innych szkołach nie do końca dzieci się odnajdywały. Gdzieś tam, niekoniecznie odnalazły się w grupie, może nie do końca lektorzy im podpasowali, stąd też jednak, mimo wszystko, stanęliśmy, przystanęliśmy przy Helen Doron i myślę, że nie żałujemy najbardziej tej decyzji.
A jakieś godziny zajęć albo bliskość do domu?
Bliskość od domu no też miało, dużą rolę grało, w tym przypadku, ponieważ ja mam pracę niedaleko. Szkoła, co prawda, chłopców jest troszkę dalej, ale mimo wszystko gdzieś tam po drodze, po drodze nam było do tego Helen. Choć wydaje mi się, że jeśli by się okazało, że dziecko by mi się odnalazło w innej szkole, która jest gdzieś dalej, czy Helen Doron byłoby dalej, a on by się odnalazł w tym miejscu, to myślę, że no też byśmy go dowozili, tak?
Bo też uczęszcza na jakieś tam inne zajęcia, które są gdzieś na drugim końcu miasta i nie sprawia to problemu, żeby dojechać i to dziecko dowieźć. Więc myślę, że, mimo wszystko, warunki, predyspozycje szkoły i klimat, chyba jaki tutaj panuje no i, no i to, że te dzieci, gdzieś tam w głowach im zostaje ten język, to, to chyba zaważyło najbardziej.
Chłopcy uczą się cztery i pięć lat. Czy mówią już po angielsku?
Haha, z tym jest tak, że my na co dzień nie używamy angielskiego, tak, w domu nie rozmawiamy po angielsku, po prostu normalnie funkcjonujemy po polsku. Aczkolwiek zauważyliśmy w sytuacjach, gdy jesteśmy na wczasach, na urlopie gdzieś poza terenami Polski, to faktycznie dzieci się odblokowują i już umieją się odnaleźć w środowisku, nie wiem, czy dzieci mówiących w języku angielskim, czy też podejście, nie wiem, choćby do baru i coś tam sobie zamówienie dla siebie, to też nie sprawia już w przypadku Tymka szczególnie, tego starszego, problemu.
Ten młodszy jeszcze troszeczkę ma takie blokady, że może nie do końca chce sam zainicjować jakąś rozmowę, aczkolwiek też próbuje, też na pewno tę wiedzę ma i też przede wszystkim w szkole pani, która z nimi prowadzi zajęcia z angielskiego, też widzi progres w tych dzieciach. Że jednak to nie jest dziecko, które tylko i wyłącznie ma kontakt w szkole z językiem. Tylko gdzieś tam dalej używa tego języka, gdzieś tam się doucza i ta wiedza jest faktycznie, bo to się przenosi na oceny w szkole, jak najbardziej.
Czyli rozmawiają niekoniecznie z rówieśnikami, tylko no, zamawiają w budce coś do jedzenia. Tam dorosła osoba siedzi najczęściej.
Dokładnie tak, dokładnie tak. Nie tylko z rówieśnikami. Jeśli jesteśmy gdzieś tam na urlopie to nie tylko z rówieśnikami jak ze starszymi również.
Jak po tych kilku latach nauki zauważasz zmiany w tych dzieciach? Czy ten angielski jakoś wpłynął na nich w porównaniu z jakimiś innymi dziećmi, z którymi masz do czynienia, może z rówieśnikami ze szkoły albo kogoś z rodziny?
Jest progres u chłopców, widzę, że, faktycznie wynoszą sporą wiedzę z tych zajęć, które się odbywają. No Tymuś, ten starszy, no tu mam dwóch synków, tak? Każdy jest innego charakteru, każdy inaczej przyswaja tę wiedzę. Tymuś, ten starszy, łatwiej tę wiedzę przyswaja, szybciej mu to do główki wchodzi. Może wymaga mniejszej uwagi, mniejszej oglądalności, słuchanek też w domu.
Ten młodszy musi bardziej, tę wiedzę gdzieś utrwalić w domu. No, Helen Doron też polega na tym, że w domu no musimy puszczać te bajki, bo bajki są króciutkie, więc to też nie jest problemem, żeby dziecko się skupiło te pięć minut, czy nawet nie skupiło, robiąc coś inne, a bajka leci w tle, to zauważyłam, że te dzieci też mimo wszystko tę wiedzę gdzieś tam z tyłu głowy sobie zachowują. W naszym przypadku było tak, że słuchanki były puszczane jak były młodsze, gdzieś tam w łazience się kąpały, więc słuchawka leciała sobie w tle czy to z telefonu, czy to z tabletu, gdzie tam ponagrywaliśmy.
I te dzieci, mimo wszystko, mimo że robiły co innego i były zajęte czymś innym, mimo wszystko tę wiedzę gdzieś tam z tyłu głowy kodowały. Dodatkowo, jadąc do dziadków, dziadków mamy troszkę poza Kielcami, więc jadąc do dziadków, na pendrive gdzieś tam w aucie zawsze włączaliśmy i puszczali te słuchanki, więc raz jeden, raz drugi sobie wysłuchiwał.
Mimo tego, że gdzieś tam w międzyczasie o czymś innym powiedziały, tak? Więc one mimo wszystko tę wiedzę gdzieś tam, te słuchanki kodowały. No i wieczorem przed snem, przed snem to taki rytuał chyba. Włączamy pendrive do radia i leci słuchanka jednego.
Teraz no Tymon akurat jest już na kursie, gdzie już słuchanek nie ma, aczkolwiek wcześniej jak we dwóch musieli słuchać, to najpierw sobie leciała jedna słuchanka, później druga. Czasem się zdarzało, że zasnęły w trakcie słuchanki, ale mimo wszystko, gdzieś tam, coś im, na pewno, w głowach rozstawało.
To nie jest tak, że jak starszy był na jednym kursie, a młodszy na drugim i słuchali razem, to w którymś momencie to młodszy znał również kurs starszego?
Pojawiały się takie momenty, że jak młodszy, no młodszy chodził do tyłu, te kursy zaczynał później, więc gdy szedł na kursy już potem starszy, to już właśnie pani lektor zauważała, że: ”O chyba słuchałeś z Tymkiem, bo słówka jakieś gdzieś tam ci zostały z kursu starszego, których teoretycznie nie powinieneś znać, a znasz”. Więc, tak, tak, zostawało to, ale myślę, że to chyba nie szło w złym kierunku, tylko jak najbardziej w tym dobrym.
Co się chłopcom podoba w zajęciach Helen Doron? Przychodzą chętnie czy trzeba ich zmuszać, czy może ciężko ich zabierać stąd?
Nie, w naszym przypadku, najbardziej się sprawdził system przyjeżdżania na zajęcia prosto po szkole, więc Tymon, kończąc lekcje, zabieram go ze szkoły piętnasta z minutami, zaczyna piętnasta trzydzieści już w Helen zajęcia, więc u nas tak z marszu jak, jak idą to u nas się najbardziej sprawdza.
Miłoszek, w jednym roku, miał zajęcia troszkę później, więc widziałam, że jednak był troszkę zmęczony, jak musiał po lekcjach przyjechać do domu, odpocząć, dopiero wrócić do Helen, to jednak nie do końca działało u niego. Jednak z marszu jak przychodzi po zajęciach, czy po przedszkolu wcześniej, to był bardziej skupiony i bardziej uważny.
Aczkolwiek znam rodziców, którzy jednak właśnie wolą jak dziecko zaczyna zajęcia później, że po szkole wróci do domu, odpocznie, coś tam sobie zje i dopiero później, gdzieś koło godziny osiemnastej, sobie te zajęcia zaczyna dopiero w Helen. Też są tacy rodzice, co mówią, że ich dzieci właśnie w ten sposób funkcjonują. W naszym przypadku jednak to jest właśnie, tak jak mówię, od razu po szkole zajęcia, jak wróci do domu to już po prostu odrabianie lekcji i wolny czas dla siebie.
A jak wygląda praca w domu? Czy oprócz słuchanek i słuchania coś jeszcze używacie angielski, w sensie z dziećmi?
U nas rzadko używamy angielskich, ale też zauważyłam, że dzieci bawiąc się, nie wiem, gdzieś tam w pokoju, czasem słówka angielskie wtrącają sobie w rozmowy, ale jeśli chodzi o takie codzienne użytkowanie, to nie, nie, nie mordujemy już dzieci dodatkowo, jedynie te słuchanki, jedynie bajka, więc jakoś tak, też nie na siłę im wpajamy ten angielski, też, aby się nie zniechęciły, tak?
Bo za dużo może jakby było i gdzieś by czuły przesyt, może by nie chciały tego, a w takim procesie, jaki teraz mamy i w takim funkcjonowaniu, w takiej kolejności to jest, jak najbardziej sprawdza się, i chyba te dzieci odpowiedni czas poświęcają, jaki powinny.
A jakieś dodatkowe filmy po angielsku, nie wiem może na YouTubie, może na jakimś kanale telewizyjnym z bajkami?
Tak, dokładnie, no to jest nieuniknione. No, co prawda, człowiek w jakiś tam sposób stara się, mimo wszystko, ograniczać te sprzęty elektroniczne, aczkolwiek jak włączają to, jak najbardziej, jeśli to jest w języku angielskim, to nie robią czegoś takiego, że przełączają na polski. Zostają na tym angielskim.
Nie wiem, może wszystkiego też nie zrozumieją, bo wiadomo, nie są w jakimś tam starszym wieku, aczkolwiek no słuchają, tak, słuchają, więc zawsze coś tam w tej główce pewnie im zostaje. Tym bardziej, to są małe dzieci, więc chłoną tę wiedzę jak gąbeczka, więc czym więcej, to chyba lepiej i dla nich na korzyść.
W szkole mają już angielski?
Tak, tak, mają zajęcia z angielskiego.
Jak im to idzie tam, w tej szkole publicznej?
Tam się przekłada właśnie. To, co powiedziałam wcześniej: pani zauważa, że te dzieci jednak mają kontakt poza szkołą z tym angielskim. No, oceny mają jak najbardziej bardzo dobre, szóstkowe wręcz, wiec myślę, że, że chyba, chyba to była dobra decyzja która, podjęliśmy.
Czy to wpływa też na jakieś inne umiejętności dzieci?
Na pewno…
Nauka angielskiego?
Na pewno kontakty międzyludzkie z dziećmi w grupie. Tutaj, to też nie jest taki język, taka nauka, że siedzą przy ławce i stricte tylko i wyłącznie się uczą, tylko ta nauka jest przez zabawę, więc dzieci nawiązują kontakty międzyludzkie, relacje, więc jest im na pewno łatwiej się odnaleźć w grupach. Nie mają problemu właśnie, jak się pojawiają gdzieś, w jakimś nowym środowisku, z nowymi dziećmi, nie są wycofane, że nie odezwą się, nie łapią tego kontaktu. Wręcz przeciwnie, właśnie myślę, że jak najbardziej to idzie na plus i dzieci jakoś tak fajnie odnajdują się w trakcie tych zabaw i zajęć podczas tych lekcji z lektorem.
Czy zajęcia online jakieś, spowodowały jakieś wzburzenie tej struktury nauki? Mam na myśli zajęcia Helen Doron, które były online swego czasu i może jeszcze są?
Nie, w przypadku naszych chłopców nie zauważyliśmy różnicy. Co prawda, no jakby nie patrzeć, fizycznie, będąc w sali, mieć kontakt z człowiekiem bliższy to jest fajniejsza lekcja i wydajniejsza zapewne. Aczkolwiek chłopcy, będąc chwilę na zdalnych lekcjach, mimo wszystko, fajnie się logowały i chciały brać udział.
Nie było czegoś takiego, że: „Nie, nie bo ja nie będę przez komputer się odzywał, ja nie będę nic mówił do pani”. Nie, wręcz przeciwnie, im to odpowiadało również. Teraz ten starszy na kursie też ma jedną godzinkę zajęć zdalnych, jedną stacjonarnie, to jak najbardziej też się odnajduje i właśnie słysząc przez drzwi, gdy jest zamknięty i te zajęcia się odbywają, słysząc przez drzwi, widzę i słyszę, że faktycznie robi dziecko progres, że są postępy.
Jaka jest twoja opinia teraz, mając to doświadczenie o nauce w szkole Helen Doron ? Polecasz, nie polecasz, dlaczego polecasz haha?
Nie, jak najbardziej haha. Myślę, że, że jak najbardziej Helen Doron zawsze polecałam, od początku, jak gdzieś te dzieci się odnalazły i faktycznie jak zauważyłam, że to była dobra decyzja ,to polecałam i myślę, że dalej będę polecać. No są rodzice, którzy przyszli i gdzieś tam w międzyczasie odeszli, bo jednak stwierdzili, że nie, to nie dla nich.
Ale może też przez to, że jakby nie patrzeć, ten rodzic musi poświęcić trochę czasu, tak? Czasu, no, no teoretycznie tylko i wyłącznie włączenie tej słuchanki, tej bajki temu dziecku, ewentualnie poproszenie, aby to dziecko samo sobie włączyło, i niezmuszania siadania dziecku, kazania siąść przed tabletem czy laptopem i oglądania na siłę tej bajki, tylko gdzieś tam w tle, tak?
No, nigdy nie zmuszałam dzieci do tego, żeby słuchały stricte, siedziały i słuchały murem tej bajeczki i tej słuchanki, tylko gdzieś tak zawsze to w tle leciało, więc myślę, że to z tego wynika, że rodzic może nie ma czasu, nie chce się tym zajmować, jemu jest wygodniej, że po prostu przywiezie dziecko do szkoły językowej, zostawi i dwie godzinki ma z głowy czy tam godzinkę i w domu już nie musi tego czasu poświęcać.
Aczkolwiek, tak jak mówię, w naszym przypadku to nie był problem, bo się włączało czy to w aucie, czy, czy, o właśnie, w łazience przy kąpieli czy przed spaniem i jakoś te dzieci słuchały sobie tego.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję również
Moją gościnią była Anna Baron z Kielc.
Dziękuję bardzo
12 minSpreaker, Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, YouTube
Grzegorz Grabiec: Moją gościnią dzisiaj jest Anna Baron, z Kielc, mama dwóch chłopców. Dzień dobry.
Anna Baron: Dzień dobry.
Chłopcy mają siedem i dziewięć lat.
Tak, zgadza się.
I uczą się odpowiednio cztery i pięć lat w szkole Helen Doron.
Tak, dokładnie, nawet ten starszy praktycznie chyba już sześć.
No, czyli zaczynał, jak miał trzy latka?
Cztery, no tak trzy latka, ten młodszy cztery latka, mhm. (zobacz ofertę: angielski dla 4 latka)
Dlaczego takie małe dziecko posłałaś na naukę angielskiego?
Powiem szczerze, że jeśli chodzi o tego starszego, zauważyliśmy, że rozwijając się w wieku tam dwóch, trzech latek, zaczął nam najpierw mówić po angielsku, nie wiemy dlaczego. Haha. Aczkolwiek jakoś tak predyspozycje takie do nauki miał, dość łatwo przyswajalne.
Chcąc, nie chcą, gdy on był naszym pierwszym dzieckiem, nie mieliśmy jeszcze tego młodszego, chodząc na spacery, nie wiem, po schodach, liczyliśmy też po angielsku, więc chyba dużo bajek, w sensie takich rozwojowych, słuchał, oglądał i chyba ten angielski gdzieś mu tak łatwo do tej głowy wchodził, stąd też pomysł był, aby go zapisać, gdzieś do szkoły, gdzie mógłby rozwijać bardziej ten język. No i padło na Helen Doron. Dlaczego Helen Doron?
No, chyba dlatego, że jakiś research zrobiliśmy na stronach internetowych, szukaliśmy opinii rodziców, którzy, którzy gdzieś tam już swoje dzieci posyłali i Helen Doron miało takie naj, najbardziej, najlepsze pozytywne opinie więc dlatego wysłaliśmy dziecko tutaj. I zobaczyliśmy na lekcjach pokazowych, że faktycznie nauczyciele, lektorzy fajnie, indywidualnie podchodzą do dzieci, że jak widzą, że dziecko jest gdzieś mocniejsze, bądź, nie wiem, troszeczkę potrzebuje więcej uwagi, to też mu poświęcają. I jakoś tak nam się sprawdził ten pierwszy rok w przypadku Tymka.
Później, gdy pojawił nam się młodszy synek, to również poczekaliśmy chwilkę, też nie puszczaliśmy go od maluszka, aczkolwiek zobaczyliśmy, że chciał robić to co starszy, więc też, też jak najbardziej pociągnęliśmy Helen Doron,
Odwiedzaliście inne szkoły językowe, w czasie tego wyboru swojego i selekcji szkoły?
Muszę przyznać, że tak, że jak najbardziej. To nie było też tak, że: „Oo, wybierzemy Helen Doron i tylko i wyłącznie, opiniami internetowymi będziemy się opierać, na opiniach internetowych, aczkolwiek w innych szkołach nie do końca dzieci się odnajdywały. Gdzieś tam, niekoniecznie odnalazły się w grupie, może nie do końca lektorzy im podpasowali, stąd też jednak, mimo wszystko, stanęliśmy, przystanęliśmy przy Helen Doron i myślę, że nie żałujemy najbardziej tej decyzji.
A jakieś godziny zajęć albo bliskość do domu?
Bliskość od domu no też miało, dużą rolę grało, w tym przypadku, ponieważ ja mam pracę niedaleko. Szkoła, co prawda, chłopców jest troszkę dalej, ale mimo wszystko gdzieś tam po drodze, po drodze nam było do tego Helen. Choć wydaje mi się, że jeśli by się okazało, że dziecko by mi się odnalazło w innej szkole, która jest gdzieś dalej, czy Helen Doron byłoby dalej, a on by się odnalazł w tym miejscu, to myślę, że no też byśmy go dowozili, tak?
Bo też uczęszcza na jakieś tam inne zajęcia, które są gdzieś na drugim końcu miasta i nie sprawia to problemu, żeby dojechać i to dziecko dowieźć. Więc myślę, że, mimo wszystko, warunki, predyspozycje szkoły i klimat, chyba jaki tutaj panuje no i, no i to, że te dzieci, gdzieś tam w głowach im zostaje ten język, to, to chyba zaważyło najbardziej.
Chłopcy uczą się cztery i pięć lat. Czy mówią już po angielsku?
Haha, z tym jest tak, że my na co dzień nie używamy angielskiego, tak, w domu nie rozmawiamy po angielsku, po prostu normalnie funkcjonujemy po polsku. Aczkolwiek zauważyliśmy w sytuacjach, gdy jesteśmy na wczasach, na urlopie gdzieś poza terenami Polski, to faktycznie dzieci się odblokowują i już umieją się odnaleźć w środowisku, nie wiem, czy dzieci mówiących w języku angielskim, czy też podejście, nie wiem, choćby do baru i coś tam sobie zamówienie dla siebie, to też nie sprawia już w przypadku Tymka szczególnie, tego starszego, problemu.
Ten młodszy jeszcze troszeczkę ma takie blokady, że może nie do końca chce sam zainicjować jakąś rozmowę, aczkolwiek też próbuje, też na pewno tę wiedzę ma i też przede wszystkim w szkole pani, która z nimi prowadzi zajęcia z angielskiego, też widzi progres w tych dzieciach. Że jednak to nie jest dziecko, które tylko i wyłącznie ma kontakt w szkole z językiem. Tylko gdzieś tam dalej używa tego języka, gdzieś tam się doucza i ta wiedza jest faktycznie, bo to się przenosi na oceny w szkole, jak najbardziej.
Czyli rozmawiają niekoniecznie z rówieśnikami, tylko no, zamawiają w budce coś do jedzenia. Tam dorosła osoba siedzi najczęściej.
Dokładnie tak, dokładnie tak. Nie tylko z rówieśnikami. Jeśli jesteśmy gdzieś tam na urlopie to nie tylko z rówieśnikami jak ze starszymi również.
Jak po tych kilku latach nauki zauważasz zmiany w tych dzieciach? Czy ten angielski jakoś wpłynął na nich w porównaniu z jakimiś innymi dziećmi, z którymi masz do czynienia, może z rówieśnikami ze szkoły albo kogoś z rodziny?
Jest progres u chłopców, widzę, że, faktycznie wynoszą sporą wiedzę z tych zajęć, które się odbywają. No Tymuś, ten starszy, no tu mam dwóch synków, tak? Każdy jest innego charakteru, każdy inaczej przyswaja tę wiedzę. Tymuś, ten starszy, łatwiej tę wiedzę przyswaja, szybciej mu to do główki wchodzi. Może wymaga mniejszej uwagi, mniejszej oglądalności, słuchanek też w domu.
Ten młodszy musi bardziej, tę wiedzę gdzieś utrwalić w domu. No, Helen Doron też polega na tym, że w domu no musimy puszczać te bajki, bo bajki są króciutkie, więc to też nie jest problemem, żeby dziecko się skupiło te pięć minut, czy nawet nie skupiło, robiąc coś inne, a bajka leci w tle, to zauważyłam, że te dzieci też mimo wszystko tę wiedzę gdzieś tam z tyłu głowy sobie zachowują. W naszym przypadku było tak, że słuchanki były puszczane jak były młodsze, gdzieś tam w łazience się kąpały, więc słuchawka leciała sobie w tle czy to z telefonu, czy to z tabletu, gdzie tam ponagrywaliśmy.
I te dzieci, mimo wszystko, mimo że robiły co innego i były zajęte czymś innym, mimo wszystko tę wiedzę gdzieś tam z tyłu głowy kodowały. Dodatkowo, jadąc do dziadków, dziadków mamy troszkę poza Kielcami, więc jadąc do dziadków, na pendrive gdzieś tam w aucie zawsze włączaliśmy i puszczali te słuchanki, więc raz jeden, raz drugi sobie wysłuchiwał.
Mimo tego, że gdzieś tam w międzyczasie o czymś innym powiedziały, tak? Więc one mimo wszystko tę wiedzę gdzieś tam, te słuchanki kodowały. No i wieczorem przed snem, przed snem to taki rytuał chyba. Włączamy pendrive do radia i leci słuchanka jednego.
Teraz no Tymon akurat jest już na kursie, gdzie już słuchanek nie ma, aczkolwiek wcześniej jak we dwóch musieli słuchać, to najpierw sobie leciała jedna słuchanka, później druga. Czasem się zdarzało, że zasnęły w trakcie słuchanki, ale mimo wszystko, gdzieś tam, coś im, na pewno, w głowach rozstawało.
To nie jest tak, że jak starszy był na jednym kursie, a młodszy na drugim i słuchali razem, to w którymś momencie to młodszy znał również kurs starszego?
Pojawiały się takie momenty, że jak młodszy, no młodszy chodził do tyłu, te kursy zaczynał później, więc gdy szedł na kursy już potem starszy, to już właśnie pani lektor zauważała, że: ”O chyba słuchałeś z Tymkiem, bo słówka jakieś gdzieś tam ci zostały z kursu starszego, których teoretycznie nie powinieneś znać, a znasz”. Więc, tak, tak, zostawało to, ale myślę, że to chyba nie szło w złym kierunku, tylko jak najbardziej w tym dobrym.
Co się chłopcom podoba w zajęciach Helen Doron? Przychodzą chętnie czy trzeba ich zmuszać, czy może ciężko ich zabierać stąd?
Nie, w naszym przypadku, najbardziej się sprawdził system przyjeżdżania na zajęcia prosto po szkole, więc Tymon, kończąc lekcje, zabieram go ze szkoły piętnasta z minutami, zaczyna piętnasta trzydzieści już w Helen zajęcia, więc u nas tak z marszu jak, jak idą to u nas się najbardziej sprawdza.
Miłoszek, w jednym roku, miał zajęcia troszkę później, więc widziałam, że jednak był troszkę zmęczony, jak musiał po lekcjach przyjechać do domu, odpocząć, dopiero wrócić do Helen, to jednak nie do końca działało u niego. Jednak z marszu jak przychodzi po zajęciach, czy po przedszkolu wcześniej, to był bardziej skupiony i bardziej uważny.
Aczkolwiek znam rodziców, którzy jednak właśnie wolą jak dziecko zaczyna zajęcia później, że po szkole wróci do domu, odpocznie, coś tam sobie zje i dopiero później, gdzieś koło godziny osiemnastej, sobie te zajęcia zaczyna dopiero w Helen. Też są tacy rodzice, co mówią, że ich dzieci właśnie w ten sposób funkcjonują. W naszym przypadku jednak to jest właśnie, tak jak mówię, od razu po szkole zajęcia, jak wróci do domu to już po prostu odrabianie lekcji i wolny czas dla siebie.
A jak wygląda praca w domu? Czy oprócz słuchanek i słuchania coś jeszcze używacie angielski, w sensie z dziećmi?
U nas rzadko używamy angielskich, ale też zauważyłam, że dzieci bawiąc się, nie wiem, gdzieś tam w pokoju, czasem słówka angielskie wtrącają sobie w rozmowy, ale jeśli chodzi o takie codzienne użytkowanie, to nie, nie, nie mordujemy już dzieci dodatkowo, jedynie te słuchanki, jedynie bajka, więc jakoś tak, też nie na siłę im wpajamy ten angielski, też, aby się nie zniechęciły, tak?
Bo za dużo może jakby było i gdzieś by czuły przesyt, może by nie chciały tego, a w takim procesie, jaki teraz mamy i w takim funkcjonowaniu, w takiej kolejności to jest, jak najbardziej sprawdza się, i chyba te dzieci odpowiedni czas poświęcają, jaki powinny.
A jakieś dodatkowe filmy po angielsku, nie wiem może na YouTubie, może na jakimś kanale telewizyjnym z bajkami?
Tak, dokładnie, no to jest nieuniknione. No, co prawda, człowiek w jakiś tam sposób stara się, mimo wszystko, ograniczać te sprzęty elektroniczne, aczkolwiek jak włączają to, jak najbardziej, jeśli to jest w języku angielskim, to nie robią czegoś takiego, że przełączają na polski. Zostają na tym angielskim.
Nie wiem, może wszystkiego też nie zrozumieją, bo wiadomo, nie są w jakimś tam starszym wieku, aczkolwiek no słuchają, tak, słuchają, więc zawsze coś tam w tej główce pewnie im zostaje. Tym bardziej, to są małe dzieci, więc chłoną tę wiedzę jak gąbeczka, więc czym więcej, to chyba lepiej i dla nich na korzyść.
W szkole mają już angielski?
Tak, tak, mają zajęcia z angielskiego.
Jak im to idzie tam, w tej szkole publicznej?
Tam się przekłada właśnie. To, co powiedziałam wcześniej: pani zauważa, że te dzieci jednak mają kontakt poza szkołą z tym angielskim. No, oceny mają jak najbardziej bardzo dobre, szóstkowe wręcz, wiec myślę, że, że chyba, chyba to była dobra decyzja która, podjęliśmy.
Czy to wpływa też na jakieś inne umiejętności dzieci?
Na pewno…
Nauka angielskiego?
Na pewno kontakty międzyludzkie z dziećmi w grupie. Tutaj, to też nie jest taki język, taka nauka, że siedzą przy ławce i stricte tylko i wyłącznie się uczą, tylko ta nauka jest przez zabawę, więc dzieci nawiązują kontakty międzyludzkie, relacje, więc jest im na pewno łatwiej się odnaleźć w grupach. Nie mają problemu właśnie, jak się pojawiają gdzieś, w jakimś nowym środowisku, z nowymi dziećmi, nie są wycofane, że nie odezwą się, nie łapią tego kontaktu. Wręcz przeciwnie, właśnie myślę, że jak najbardziej to idzie na plus i dzieci jakoś tak fajnie odnajdują się w trakcie tych zabaw i zajęć podczas tych lekcji z lektorem.
Czy zajęcia online jakieś, spowodowały jakieś wzburzenie tej struktury nauki? Mam na myśli zajęcia Helen Doron, które były online swego czasu i może jeszcze są?
Nie, w przypadku naszych chłopców nie zauważyliśmy różnicy. Co prawda, no jakby nie patrzeć, fizycznie, będąc w sali, mieć kontakt z człowiekiem bliższy to jest fajniejsza lekcja i wydajniejsza zapewne. Aczkolwiek chłopcy, będąc chwilę na zdalnych lekcjach, mimo wszystko, fajnie się logowały i chciały brać udział.
Nie było czegoś takiego, że: „Nie, nie bo ja nie będę przez komputer się odzywał, ja nie będę nic mówił do pani”. Nie, wręcz przeciwnie, im to odpowiadało również. Teraz ten starszy na kursie też ma jedną godzinkę zajęć zdalnych, jedną stacjonarnie, to jak najbardziej też się odnajduje i właśnie słysząc przez drzwi, gdy jest zamknięty i te zajęcia się odbywają, słysząc przez drzwi, widzę i słyszę, że faktycznie robi dziecko progres, że są postępy.
Jaka jest twoja opinia teraz, mając to doświadczenie o nauce w szkole Helen Doron ? Polecasz, nie polecasz, dlaczego polecasz haha?
Nie, jak najbardziej haha. Myślę, że, że jak najbardziej Helen Doron zawsze polecałam, od początku, jak gdzieś te dzieci się odnalazły i faktycznie jak zauważyłam, że to była dobra decyzja ,to polecałam i myślę, że dalej będę polecać. No są rodzice, którzy przyszli i gdzieś tam w międzyczasie odeszli, bo jednak stwierdzili, że nie, to nie dla nich.
Ale może też przez to, że jakby nie patrzeć, ten rodzic musi poświęcić trochę czasu, tak? Czasu, no, no teoretycznie tylko i wyłącznie włączenie tej słuchanki, tej bajki temu dziecku, ewentualnie poproszenie, aby to dziecko samo sobie włączyło, i niezmuszania siadania dziecku, kazania siąść przed tabletem czy laptopem i oglądania na siłę tej bajki, tylko gdzieś tam w tle, tak?
No, nigdy nie zmuszałam dzieci do tego, żeby słuchały stricte, siedziały i słuchały murem tej bajeczki i tej słuchanki, tylko gdzieś tak zawsze to w tle leciało, więc myślę, że to z tego wynika, że rodzic może nie ma czasu, nie chce się tym zajmować, jemu jest wygodniej, że po prostu przywiezie dziecko do szkoły językowej, zostawi i dwie godzinki ma z głowy czy tam godzinkę i w domu już nie musi tego czasu poświęcać.
Aczkolwiek, tak jak mówię, w naszym przypadku to nie był problem, bo się włączało czy to w aucie, czy, czy, o właśnie, w łazience przy kąpieli czy przed spaniem i jakoś te dzieci słuchały sobie tego.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję również
Moją gościnią była Anna Baron z Kielc.
Dziękuję bardzo