Opowiadam nauczycielom, których szkolę, że pokazuję im, że tak naprawdę, oni nie uczą tego angielskiego, tylko zmieniają po prostu te dzieci, zmieniają ich życie.
Słuchaj na:

SpreakerSpotifyGoogle PodcastApple PodcastYouTube

Grzegorz Grabiec: Dzisiaj moją gościnią jest Agnieszka Mikosz. Lektora Helen Doron i egzaminatorka Cambridge. Dzień dobry. Cześć.

Agnieszka Mikosz: Dzień dobry.

Jak trafiłaś do Helen Doron?

Nie przez przypadek. Nie przez przypadek. Po studiach zaczęłam pracę w takiej szkole językowej, w której uczyłam w ogóle, no fantastycznych rzeczy, bo uczyłam Business English, uczyłam English in Law. Sama jestem z resztą po prawie. W ogóle uważałam, że no angielski plus prawo to w ogóle się będą bić o mnie, tam ci pracodawcy. No i bili się, bili haha.

W każdym razie i uczyłam bardzo Medical English, uczyłam studentów stomatologii, angielskiego właśnie stomatologicznego i przez przypadek trafiłam do przedszkola, na zastępstwo, na chwilę.

No i znalazłam swój świat jak gdyby. I tak sobie pomyślałam, ucząc w tym przedszkolu, że fajnie by było jakby na wakacjach, muszę nagrać swoje piosenki, bo ja wymyślałam swoje własne piosenki, bo nic mi się nie podobało.

Żeby nagrać swoje własne piosenki i sobie taki zrobić kurs dla przedszkolaków swój własny, no będzie mi wygodniej jeśli będę miała to nagrane. No i jak zaczęłam szukać tych fajnych piosenek, no to trafiłam na Helen Doron.

I okazało się, że no, uprzedziła mnie o jakieś dwadzieścia lat. Pani Helen Doron wpadła na ten sam pomysł, żeby nagrać te piosenki i w ten sposób uczyć dzieci. Także tak trafiłam do Helen Doron. No i jak już znalazłam te nagrania, stwierdziłam, że to jest super rzecz, przyszłam na rozmowę i, no i tak już jestem dziesięć lat.

Jak motywować dzieci do nauki

Twoim głównym zainteresowaniem jest motywacja dzieci.

Tak.

W związku z tym moje pytanie: jak zainspirować małe dzieci do nauki języka angielskiego? Małe dzieci, to znaczy ja rozumiem takie, powiedzmy plus, minus pięć lat. Pięcioletnie, mniej więcej w tym wieku.

To nie jest proste. To nie jest jedna rzecz, więc moglibyśmy bardzo długo rozmawiać jak to robić. Generalnie pierwsza zasada: nie szkodzić. To znaczy sprawiać, żeby to było przyjemne, a żeby sprawić, żeby to było przyjemne to tobie to musi sprawiać przyjemność, nauczycielowi.

Więc mi to sprawia przyjemność. Ja lubię bawić się z dziećmi. Lubię się tarzać. Nie jestem kimś, kto tylko daje zabawki i daje pomysły na zabawę, ale ja się bawię razem z nimi.

Jak gdyby sprawia mi to przyjemność. I to jest chyba taki najważniejszy klucz do motywacji. Po prostu razem się świetnie bawimy.

Nie zauważamy przy tym, że uczymy się w ogóle, że następuje jakiś proces edukacji. I chyba o to chodzi. Tak w wielkim skrócie.

A jest różnica między tymi pięciolatkami, a dziesięciolatkami?

No oczywiście. Między pięcio, między dziesięcio, między pietnasto. Oczywiście, że tak. Mózg wymaga innej stymulacji.

No jak ich zainspirować? Natomiast piętnastolatka, on jest w tej fazie buntu, on nie chce. No jak to zrobisz?

Ważne jest jakich treści uczysz, tak? Żeby to były treści, które odpowiadają zainteresowaniom nastolatka, ale przede wszystkim musisz wiedzieć, z kim pracujesz, żeby umieć zmotywować. To znaczy, musisz wiedzieć, że ten nastolatek, jakim presjom ulega, tak? Że ty chcesz, żeby on się uczył, rodzice chcą, żeby on się uczył, nauczyciele chcą, żeby osiągał świetne wyniki.

Jego rówieśnicy chcą, żeby świetnie wyglądał, prawda? Więc to jest. Musisz mieć świadomość, jaka to jest ogromna presja. Druga rzecz to musisz mieć świadomość, jak się rozwija, w ogóle mózg nastolatka, tak?

Że on około tam trzynastego, czternastego roku życia, tak naprawdę ta jego umiejętność uczenia się jest znacznie ograniczona, bo on mi się zajmuje dorastaniem, jego ciało zajmuje się dorastaniem, mózg trochę się zwalnia, czyści jak gdyby to, czego nie potrzebuje, mówiąc w wielkim, ogromnym skrócie.

No i to też musisz wiedzieć, tak? Musisz też wiedzieć, że jak nie chce, to nie chce. I że nie zmusisz, tak? I że jak ma gorszy dzień, to pozwól mieć gorszy dzień. Jak uważa, że coś jest bez sensu, ma prawo myśleć, że coś jest bez sensu.

Ty masz prawo powiedzieć swoją opinię, ale nastolatek też ma prawo mieć swoje zdanie, prawda? I nie można nauczać, że „nie, nie masz racji”, bo tak powinno być. Już nie trzeba być kumplem do zabawy, tylko trzeba być trochę liderem, i właściwie być sobą. Nie udawać nikogo. Pokazywać, nie wiem, swoim własnym życiem, bo nastolatki uczymy w ten sposób, że rozmawiamy, głównie o ich sprawach, o naszych sprawach.

Pewnie swoim życiem trzeba pokazać, że mam czym wam zaimponować haha. Zrobiłam już niejedną rzecz, robię taką rzecz fajną w życiu, a takich to nie robię. Wy macie prawo decydować o sobie, prawda?

Natomiast ja robię to, czy tamto. Wiesz, śmieszne jest to, że to wcale nie musi być tak, że musisz imponować, nie wiadomo czym.

Nie musisz zdobyć Kilimandżaro, żeby nastolatkowi zaimponować, no nie, ale wystarczy, że jarasz się, no mogę powiedzieć o sobie, ja się jaram tym, chodzę na lekcję śpiewu. Ja się tym mega jaram.

I oni o tym wiedzą. Porozmawiamy o hobbies i tak dalej. No to jak gdyby już jestem dla nich partnerem, bo robię coś, no, mam ponad czterdzieści lat i może się to wydawać śmieszne, prawda? Że pani chodzi na lekcje śpiewu. No.

No, ale może pani jest taką dorosłą, dorosłym dzieckiem? W pewnym sensie.

Może. A może każdy jest haha?

Jak motywować nauczycieli do pracy

Każdy powinien być, nie?

No nie wiem, no. To są moje sposoby. A jeszcze muszę Ci powiedzieć, że taką mam refleksję na ten temat, bo ja szkolę też trochę nauczycieli z motywacji, ale moja refleksja jest taka, że chyba no właśnie nie trzeba szkolić z motywacji haha. To znaczy trzeba być bardzo sobą. Trzeba być bardzo sobą. Nastolatki, co jak co, ale bardzo wyczuwają fałsz.

No właśnie. Ale to być sobą, to z wiekiem, tak, że tak powiem kolokwialnie, sztywniejemy trochę.

To co z tego? Ale oni też to akceptują.

Bo czegoś nie wypada. No bo mówisz, że tarzam się po ziemi, z dziećmi się bawię, no, czterdziestolatkowi nie wypada.

Wiesz co? Nie, chyba nie w Helen Doron. Nie spotkałam tu takich nauczycieli, którzy by nie mieli ochoty tego robić. Nawet w późniejszym wieku. Więc może to też jest kwestia, taka nie wiem, no, może, może to jest taka selekcja do tej pracy, że ja nie spotykam tutaj takich ludzi, którzy sztywnieją na starość haha.

Jak motywować tych nauczycieli? Skoro mówisz, że to trzeba być sobą, więc może zmienić trzeba temat tego szkolenia?

Rzeczywiście. Może coś w tym jest. Udaje mi się, mam wrażenie, czasami mi się udaje zmotywować, ale tylko przez to, że ja im pokazuje, jak fantastyczne rzeczy robią.

Ja im po prostu, bo wiesz, mam wrażenie, że na co dzień mi nikt tego nie mówi. Ja opowiadam nauczycielom swoim, których szkolę, że pokazuję im, że tak naprawdę, oni nie uczą tego angielskiego, tylko zmieniają po prostu te dzieci, zmieniają ich życie.

No bo wiesz, my to obserwujemy na co dzień, że przychodzi do nas dziecko zamknięte, nieśmiałe, pełne różnych blokad, no i ono musi włożyć rękę do worka, w którym, nie wiem co jest.

No i na pierwszej lekcji ono może nie włoży, ale ponieważ wszyscy inni tą rączkę tak wkładają, no to w końcu się jak gdyby, tak? Tę swoją nieśmiałość przewalczy.

I za rok, dwa lata, jak chodzi do nas, widzisz to dziecko, które przedstawia scenki, po prostu jest w pełni sobą, pełna ekspresja i sobie myślę, to jest też mój sukces.

Bo ten chłopiec, czy ta dziewczynka, przychodzą do mnie i ja im pokazuję, że tak można. Ja im pokazuję, że można zamknąć oczy, prawda? I nie bać się chodzić dookoła sali, tak?

Czy jak gdyby przełamywać te wszystkie swoje lęki.

No i ja o tym opowiadam nauczycielom, że popatrzcie, robisz to, tamto czy siamto, jakie to jest wspaniałe. Ja w ogóle bardzo lubię Helen Doron, nowe kursy dla nastolatków, taka jest seria: Paul Ward Explores and Paul Ward’s Adventures i ja uwielbiam tą serię.

I właśnie za to, co ona robi w głowie tych nastolatków, tak? Że ten angielski to jest w ogóle tylko po to, żeby zwiedzić świat, tak? Żeby zwiedzać świat razem z tym Paul’em.

Zauważam, co on w ogóle tam robi, w tym kursie. Jeździ po świecie z tą swoją rodziną, pomaga ludziom, pomaga zwierzętom. Po to jest mu ten język angielski potrzebny.

To jest tak różnica między szkolnym, a tym takim państwowym, że tak brzydko powiem, a tym, co my robimy. Że my uczymy, żeby nasze dzieci zmieniały świat.

Pokazujemy im, że popatrzcie, to jest narzędzie do zmiany świata. Nie uczymy, żebyście zdali egzamin, żebyście napisali kartkówkę. W ogóle mamy to trochę w nosie, prawda?

I ja nieraz ze zdziwieniem słucham jak tam rodzice czasami, no, czwórkę dostało z kartkówki. No i co z tego, tak? Przecież się świetnie komunikuje, i no mi o to chodzi.

No przepraszam, no nie zależy mi na ocenach. Chyba to też motywuje nauczycieli, że ja im po prostu pokazuje, że no patrzcie, zmienia się życie tych dzieci. Taki malutki kamyczek do ich życia, naprawdę mega błyszczący i wartościowy wrzucamy.

Rozwój emocjonalny i intelektualny dziecka jest bardzo ważny, dlatego w metodzie Helen Doron zadbaliśmy także o te aspekty. O szczegółach opowie Katarzyna Zamojska.

Motywacja w nauce języka angielskiego

Przede wszystkim jest fajna, mała grupa, która jest wsparciem dla siebie i oprócz tego, mam wrażenie, że jak się dobrze trafi to te dzieci się lubią. Bardzo się lubią. To jest ważne w takiej małej grupie, bo żeby z przyjemnością chodzić na zajęcia. Te wyjście z domu, żeby po prostu poznawać coś nowego, cały czas coś nowego. To jest ważne. I przełamywać bariery. Teraz zauważyłam, że Hania już Helen Doron nie traktuje jak coś nowego, tylko jako stare znane miejsce, które nie wywołuje już negatywnych emocji, jak inne niepoznane miejsca i może dlatego tym bardziej chętnie chodzi. No, ale tak jest, że lubi bo zna. I zna wszystkich haha. Z jednej i z drugiej szkoły, bo egzaminy się odbywają na przykład tutaj, prawda? Ale też panie stąd zna i na Choinach. No nie wiem. Teraz się nagle okazało, że znane miejsce jest bardzo ważne. Ważne w takim spokoju. W ósmej klasie, jakoś bardzo jej potrzebny spokój. Emocjonalny spokój. I ten Helen Doron jej taki spokój daje. I jakoś tak jak porównujemy olimpiadę, czy tam startowała w jakichś konkursach szkolnych, które wywoływały straszny stres u niej, tak egzamin Cambrigde takiego stresu nie wywołuje. I nie wiem, czy to jest związane z miejscem i z ludźmi, którzy przygotowują, czy, że po prostu szkoła wywołuje stres. A Helen Doron nie wywołuje stresu. Nawet jak podchodzę do egzaminu. I czy to jest próbny, czy ten właściwy – nie wywołuje stresu. Przynajmniej nie aż tak wielki. – Katarzyna Zamojska

 

Coś dodasz do tego, co wysłuchaliśmy przed chwilą?

Nie wiem. Bardzo mi było miło tego w ogóle słuchać, bo rozumiem, że to mama Hani była?

Yhy. Tak.

No super. Ja bym dodała jeszcze do tego, że wręcz moi uczniowie czekają na egzaminy Cambridge. Oni czekają, no bo oni się cały rok przygotowywali. Myśmy pisali kilka egzaminów próbnych i oni po prostu czekają aż będzie to „sprawdzam”. Super słyszeć jest z tej drugiej strony też opinię.

No, ale mówiłaś o motywowaniu nastolatków. O tym, że on do czegoś służy praktycznego, tutaj do poznawania świata i, że te oceny nie są aż takie ważne. Ważne są umiejętności, których używamy do jakiegoś celu, ale przecież uczysz też bardzo małe dzieci?

Tak. I to jest, muszę przyznać. Moja ulubiona grupa, chyba grupa.

Ile te dzieci mają lat?

No właśnie tak jak sobie myślimy o bardzo małych to sobie myślimy, no może trzylatki. No nie nie. No młodsze jeszcze. W tym roku uczę dzieciaczki, takie najmłodsze ma, w tej chwili, półtora roczku, a zdarzyło mi się uczyć grupę, w której miałam dzieci sześciomiesięczne.

Jak uczyć małe dzieci angielskiego

No i jakie spostrzeżenia są z uczenia tak małych dzieci? W porównaniu z takimi nastolatkami oczywiście?

No to jest w ogóle inna kategoria. To jest w ogóle inna kategoria no i rzeczywiście, no Helen Doron daje przede wszystkim to, co daje to wiedzę jak pracować z takimi dzieciakami. Też nie każdy idzie na, bo są takie szkolenia, prawda? Dla nauczycieli, ale nie dla każdego, tak? Nie dla każdego.

Naprawdę trzeba widzieć się w pracy z takimi maluszkami. Powiem to, co mi powiedziała mama jedna, w tym roku, że to jest taki fantastyczny quality time, czyli wartościowy czas dla mamy z dzieckiem, czy też dla taty z dzieckiem.

Bo my, tak naprawdę, wspomagamy rozwój dziecka, tak? Wspomagamy rozwój, no i przy okazji po angielsku, prawda? To robimy.

Dla tych dzieci to nie ma specjalnej różnicy, w jakim ja języku to robię.

Wczoraj uczyłam słowa: ground, flower, garden, no w związku z tym, dzieci półtoraroczne wkładały ziemię, taką prawdziwą ziemię do doniczek i sadziły prawdziwe kwiatki.

Nie wiem, uczymy się, jak to są maluszki, wspomagamy raczkowanie, wspomagamy narządy mowy, ćwiczymy. Wszystkie te takie drogie mamy, które macie, to się nazywa kroki rozwojowe, kroki milowe w rozwoju, które macie w książeczce zdrowia, tam są takie określone, że tam do któregoś miesiąca roku życia dziecko powinno robić to, to i tamto, my to wszystko wspomagamy, jak gdyby, po angielsku.

Taka jest różnica. To są zajęcia dla mamy z dzieckiem, czy też dla taty z dzieckiem, dla których ja właściwie jestem tylko instruktorem. Opowiadam też dużo rodzicom o tym, po co dlaczegoś robimy, dlaczego na przykład warto bujać dziecko w kocu, tak?

Albo, dlaczego fajnie jest robić tygryski buziakiem, albo dlaczego jest fajnie mówić nie, że to jest piesek, tylko że to jest mops, albo, że to jest jamnik, a nie po prostu piesek. O tym wszystkim też rodzicom opowiadamy, więc po pierwsze jest fantastyczny czas, super zabawy, takiej bardzo wiążącej mamy z dzieckiem, czy też taty z dzieckiem.

A druga sprawa, dajemy też rodzicom porcję wiedzy jak się bawić w domu na przykład. No, na samym końcu szarym jest ten angielski, prawda? Po prostu robimy to po angielsku i tyle.

Czy masz takich uczniów, którzy zaczynami i z tobą kiedy mieli właśnie rok czy dwa, czy mnie.

Tak. Mam.

I teraz mają, nie wiem, dziesięć lat, osiem.

Kilkoro mam takich uczniów, którzy są ze mną od, może nie od półtora roczku, od drugiego roku życia jest ze mną Zuzia. W tej chwili jest dwunastolatką, tak.

Czy widzisz różnicę w znajomości angielskiego wśród takich dzieci, które zaczynały jak miały dwa latka? A takie które zaczynały później? Na przykład mając pięć, sześć, siedem lat?

Wiesz co? Różnie to bywa. To też jest chyba kwestia, nie wiem, kwestia jakiegoś tam, osobowości też, czy ktoś jest bardziej wygadany, czy nie, czy ktoś więcej słucha, czy mniej, ale widzę tę różnicę.

Widzę, w sensie, no to jest po prostu język naturalny dla niej. Z łatwością przestawia się z polskiego na angielski. Jak zaczyna mówić po angielsku, ona ze mną mówi po angielsku.

Jak zaczynam po polsku, to się przestawiamy na polski. Dzieci, które później dołączają, już takiej łatwości nie mają. Muszą chwilę, musimy mieć taką rozgrzewkę, żeby na ten angielski jednak przeskoczyć.

Natomiast z takimi dziećmi, które chodzą od dziecka to takiej, w ogóle, to jest jak gdyby naturalne, mają taki przełącznik. Taki jak mają językowcy, zasadniczo.

Dziękuję bardzo. Moją gościnią dzisiaj była Agnieszka Mikosz. Nauczycielka i egzaminatorka Cambridge z Lublina.

Bardzo dziękuję.