Spreaker, Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, YouTube
Dzisiaj moim gościem jest Szymon Oczkowski.
Dzień dobry.
Szymon jest ciekawą osobą, ponieważ prowadzi szkołę Helen Doron w Krzeszowicach, ma dwadzieścia trzy lata, szkołę prowadzi od dziewiętnastego roku życia, czyli to już jest trzeci rok. Urodziłeś się w Polsce, ale dorastałeś w Szkocji.
Tak jest.
I zdecydowałeś się wrócić.
Tak.
Opowiedz o tym, bo to jest bardzo intrygująca historia.
Wróciłem trochę, trochę wcześniej w zasadzie, nie zaczynałem prowadzić szkoły od razu. Pracowałem w innych branżach, też pracowałem w zasadzie w szkole językowej, tutaj w okolicach Śląska, natomiast wróciłem do Polski z takiego powodu, że ostatnie parę lat u nas w Szkocji można sobie wybrać sobie przedmioty, skupić się na danych przedmiotach, żeby po prostu później w jakimś celu iść, dążyć do jakiegoś celu.
Moim celem była wtedy stomatologia, chciałem się dostać na stomatologię, wyszło tak, że jedna z ocen, które miałem otrzymać była niższa no i przez to nie dostałem się na te studia. No i miałem taką chwilową załamkę w życiu jak to mówią, gdzie po prostu nie wiedziałem co z sobą zrobić i zdecydowałem, że być może wrócę do tej Polski, zawsze mi się tęskniło.
I tak po prostu z dnia na dzień zdecydowałem, że wracam. Jak już wróciłem faktycznie do Polski jakiś czas pracowałem w Krakowie, jako zegarmistrz, co może śmieszyć wielu, wiele osób. Natomiast pracowałem w Krakowie, ale jakby to nie była nigdy moja pasja.
Zawsze gdzieś te języki w moim życiu były obecne, tak jak mówiłem, angielski to akurat w zasadzie bym powiedział, że jest moim pierwszym językiem, językiem ojczystym.
Bo ile miałeś lat jak wyjechałeś z Polski?
Jak wyjechałem miałem siedem lat, jak wyjechałem miałem siedem lat, więc jakby no ten język polski umiałem. My też będąc w Szkocji, moi rodzice mi dawa… mieli duży wkład, jeśli chodzi o język polski, bo i szkoły, szkoły takie weekendowe polskie faktycznie, żebyśmy się uczyli i z mamą bardzo dużo siedzieliśmy, która nas uczyła, żeby faktycznie nie zapomnieć, żeby też mówić, pisać, czytać, więc jakby ten język polski był.
Natomiast głównym język był język angielski, czy to w domu z rodzeństwem, czy z rodzicami, ze znajomymi to się więcej komunikowaliśmy w języku angielskim, niż w polskim, więc jakby to był główny język. Też jakiś czas spędziliśmy za granicą, gdzie rodzice prowadzili interes, w Hiszpanii, na Teneryfie, więc też, też tutaj ten język hiszpański wszedł. Będąc w Szkocji skończyłem szkołę podstawową, liceum, zacząłem studia właśnie w kierunku języków, angielskiego i hiszpańskiego. Dokończyłem te studia będąc już w Polsce, zdalnie.
Natomiast tak jak mówię, zacząłem pracować w szkole językowej tutaj w regionie śląskim, ponieważ ta praca, jako zegarmistrz nie była tym czymś. Przepracowałem prawie rok w tej szkole, natomiast stwierdziłem, że poszukuję czegoś bliżej, czegoś bliżej tego miejsca zamieszkania. No i to wyszło tak, że znalazłem się właśnie w Helen Doron w Libiążu.
Miałem zostać nauczycielem, natomiast gdzieś cały czas od samego początku miałem z tyłu głowy, że chciałbym w pewnym momencie założyć swoją szkołę. No i wyszła taka właśnie sytuacja, że, że w Libiążu już miałem podpisywać umowę, już miałem zostawać lektorem, ale pojawiła się sytuacja, że była możliwość prowadzenia szkoły w Krzeszowicach. No i zdecydowałem się na to. Później poszedłem na szkolenie, jako nauczyciel, tak zwane TTC, ukończyłem TTC i przejąłem tą szkołę.
Czyli takie szkolenie wprowadzające, wstępne dla nauczycieli metody Helen Doron.
Właśnie. Po tym szkoleniu, jak już zakończyłem, zacząłem uczyć. Tutaj miałem też duży plus tego, że każdy akurat z naszych znajomych, czy z rodziny wie, że jeśli chodzi o dzieci, to, to ja zawsze dzieci kochałem, zawsze uwielbiałem z dziećmi spędzać czas, czy się bawić, czy faktycznie gdzieś zajmować, to też był dla mnie duży plus.
Bo jednak wiedziałem, że chcę pracować i z dziećmi, i chcę pracować w tym języku angielskim, więc jakby sama metoda Helen Doron bardzo, bardzo mnie zainteresowała. Jak ją faktycznie po tym szkolenie, jak wyszedłem ze szkolenia, to wiedziałem, że to jest ten kierunek, w którym chcę kontynuować
Jak potoczyło się wszystko dalej? Miałeś zostać dentystą, byłeś zegarmistrzem i zostałeś właścicielem szkoły językowej.
Tak jest.
Mając dwadzieścia, ledwo lat, jak do tego… Opowiedz co było dalej?
No w zasadzie jak już przejąłem tą szkołę, to zacząłem uczyć i sprawiało mi to naprawdę wielką radość. Uczyłem praktycznie w każdej możliwej chwili, czyli cały tydzień uczyłem, jak tylko były możliwości, no to, to brałem większą ilość godzin. Bo tak jak mówię, to nie było tylko tak, że praca, natomiast była to też pasja, która dawała mi radość.
Na przykład w tym momencie już nie uczę, gdzieś tutaj jakby odstawiłem troszkę tą naukę, skupiam się więcej na zarządzaniu szkołą, ale powiedzmy większość moich znajomych, czy nawet gdzieś tutaj osób, które też. Współpracujemy razem, czy prowadzą inne szkoły wiedzą, że jednak to nauczanie jest tą moją pasją. Bo nieraz się śmiejemy, że chętnie bym wrócił, chętnie bym znowu pracował, natomiast no na to też trzeba mieć czas, tak? Albo, że tak powiem zarządzać można szkołą, albo można uczyć, nie da się obu rzeczy robić dobrze.
Jakiś jeden dzień w tygodniu, nie myślałeś, żeby jeden dzień w tygodniu?
Myślałem, myślałem i tak właśnie, takie plany myślę, że, że w przyszłym roku, jak już zaczniemy przyszły rok szkolny, to być może jakiś jeden, dwa dni sobie gdzieś tam zagospodaruje dla uczeni faktycznie gdzieś tymi dziećmi. No żeby też się cieszyć z tego, z tej pracy, tak? Nie tylko skupiać się na zarządzaniu, ale też żebym miał możliwość robić, to co lubię.
Czy dlatego zacząłeś prowadzić szkołę Helen Doron w Krzeszowicach, ponieważ była taka okazja, się pojawiła? Dlaczego wybrałeś metodę Helen Doron, a nie na przykład pod własnym jakimś szyldem?
Jeśli chodzi o Krzeszowice, to tak, zdecydowanie. Ja ogólnie jestem z Chrzanowa, natomiast to jest, to jest dwadzieścia minut, dwadzieścia kilometrów mniej więcej. Tak, wybrałem Krzeszowice, ponieważ była, była okazja akurat. Nawet ta osoba, u której miałem pracować w Helen Doron w Libiążu, to tutaj dzięki tej osobie jakby otrzymałem taką informację, że jest taka możliwość, więc jakby Krzeszowice stąd wyszły.
Jeśli chodzi ogólnie o metodę, to mnie zaintrygowało. Ja po prostu będąc jakby u tej osoby w Libiążu na wielu spotkaniach o, właśnie o pracę miałem możliwość zobaczyć jak te lekcje wyglądają tak w rzeczywistości, jak one są prowadzone, jak te dzieci faktycznie biorą udział i jakby to mnie zaintrygowało, bo wiedziałem, że tak, że dzieci, wiedziałem, że ta nauka języka angielskiego, no i jakby to, że właśnie te materiały, te dzieci się bawiły, grały w taki naturalny sposób, a nie poprzez na przykład przepisywanie, czy słuchanie nauczyciela.
Stwierdziłem, że to jest rewelacyjna metoda, tak? Bo dzieci w zasadzie nieraz nawet nie są świadome, że one się uczą. One po prostu biorą udział w zabawie, w grach, w takiej godzinie powiedzmy gdzie one przychodzą po prostu spędzić fajnie sobie czas, a nie, nie faktycznie być postawione, czy żeby siedziały faktycznie przed tablicą i musiały przepisywać bądź słuchać nauczyciela.
Czyli, czyli to trochę przypadek, a trochę chęć?
Tak, to jest właśnie to, że myślę, że to taki, jedno z drugim się połączyło, bo zdecydowanie myślałem nad własną szkołą, nad stworzeniem faktycznie, tak jak mówiłem, pod własnym szyldem czegoś, czegoś innego być może z wykorzystaniem tej wiedzy, którą miałem. Ale tak jak mówię, też, też przyszło to, że była ta metoda i zdecydowanie mnie zainteresowała, tak? Pokazała mi, że te najważniejsze rzeczy, które są dla mnie były w tej metodzie, one się znajdywały, czy to jest faktycznie ta, te dzieci, zabawa z tymi dziećmi, no nauka, ten język angielski.
Możliwość też w zasadzie uczenia poprzez zabawę, przede wszystkim, to jest zdecydowanie dla mnie bardzo duży atut, bo tu jakby nie musimy się skupiać na tym, że te dzieci muszą przepisywać, czy muszą czytać, czy jakieś zadania i jakby jest takie trudne uczenie, nie. Tutaj to, że właśnie te dzieci mogą się bawić, mogą, i z nauczycielem, i z rówieśnikami, mogą faktycznie wziąć rzeczy, które są namacalne, mogą je podnieść, czy, czy to jest kwestia na przykład jedzenia, gdzie mogą te, to spróbować.
To jest bardzo ważne, ponieważ jakby dzieci bardzo szybko sobie przywiązują dane słowa, dane, dane wyrażenia do tego, co mogły odczuć, że tak powiem.
Coś dodałbyś do tego, co Joanna powiedziała przed chwilą?
Myślę, że to, co właśnie powiedziała to jest, to jest racja i pod kontekstem tego, że faktycznie przychodzi ten kryzys wiekowy, gdzie dzieci nie chcą uczestniczyć i tak jak mówiła, jest, trzeba to przejść, trzeba to przeczekać, bo potem faktycznie te dzieci jakby zaczynają same zauważać, że jednak to nie jest takie złe, że jednak jest to zabawa, jest fajnie. Też jest fajnie, gdy te dzieci jakby w swoich grupach znajdują jakieś znajomości, tak?
Zaprzyjaźniają się z innymi ludźmi, bo dzięki temu jest nam trochę łatwiej przejść ten kryzys, tak? Można gdzieś tam wykorzystać to, że inny kolega, inna koleżanka też uczestniczą w tych zajęciach, też muszą chodzić i jakby to nam pomaga, tak?
No nawet jeśli, nawet jeśli jest problem, to my jako kadra, czy nauczyciele, czy tutaj osoby z sekretariatu jesteśmy, jesteśmy po to, aby pomóc, czy w jakikolwiek inny sposób, żeby przekonać te dzieci i na pewno coś wymyślimy. Natomiast tak jak mówię, no dzieci, dzieci później zaczynają same zauważać, że jednak jest fajnie, jest warto chodzić, chcą same kontynuować.
Nieraz są nawet pytania od dzieci: „Kiedy następny angielski?”, czy chociażby jak są wakacje, jak już kończymy, to są smutne, że teraz nagle jest przerwa tych dwóch miesięcy, nie ma angielskiego, nie będą się widzieć z panią, czy tam z panem, no i jednak nie mogą się doczekać tego, aby… aż wrócą do nas, że tak powiem, tak samo jest w święta. Te dzieci wiedzą, że one nie chcą przymusowo, wiedzą, że one nie chodzą do szkoły, czy do jakiegoś takiego miejsca, gdzie chodzą się uczyć, one chodzą do takiego miejsca, które dla nich jest przyjazne.
Zresztą takie środowisko próbujemy stworzyć, żeby dzieci się czuły bezpiecznie, żeby dzieci chodziły z chęcią i bardzo często się nam udaje takie środowisko stworzyć. I widzimy, chociaż to pod tym względem, że jak przychodzą święta, czy przychodzą jakieś dane okoliczności, to często dzieci same nawet przychodzą z prezentami dla nauczyciela, które same, same wyszły z inicjatywy, niekoniecznie rodzin wymyślił, ale dzieci faktycznie przychodzą czy z jakimiś laurkami, czy jakimiś faktycznie stworzonymi prezentami dla nauczyciela, żeby podziękować.
Więc to jest bardzo fajne, bardzo serdeczne i ogólnie się to fajnie ogląda, jak takie dzieci same chętnie chodzą, tak? Nie z przymusu rodzica, ale same chętnie chodzą i po prostu chcą chodzić. Nieraz nawet żałują, że ten angielski jest tak krótko, pytają się po prostu o następną lekcję i faktycznie o następne kursy.
Czy ty wiesz o tym, że ty jesteś w trzech procentach?
To znaczy?
Bo tylko trzy procent mężczyzn jest zaangażowanych w pracę, w metodę Helen Doron, to jest sfeminizowana branża i w ogóle przedsięwzięcie.
No nie wiedziałem, nie wiedziałem.
Także to dodatkowo oprócz twojej niezwykłej historii jest jakby dodatkowym elementem tutaj ciekawym w tej, w tej całej opowieści. Jak myślisz, jaka jest twoja przyszłość? Czy jakieś masz plany? No bo tak, jesteś, wychowałeś się w Szkocji, wspominałeś, że rodzice gdzieś tam na Teneryfie, więc w zasadzie co cię tu trzyma?
Na tą chwilę na pewno chcę kontynuować z tym co robię i na pewno chcę dążyć dalej w tym co robię, bo mnie to faktycznie gdzieś tam cieszy, więc przyszłość? No rozwijać się, rozwijać siebie, rozwijać szkołę, tworzyć to co robię dalej, tworzyć takie środowisko właśnie dla tych dzieci, jakie tworzymy, żeby one chodziły z chęcią, żeby się z tego cieszyły i żeby były zadowolone, żeby też one kształciły swoją wiedzę, żeby tą edukację, którą próbujemy przekazać, żeby faktycznie mogły w późniejszym czasie wykorzystać.
Nie chcesz zostać dentystą?
Już nie, haha.
Już nie?
Nie, nie, już te plany gdzieś tam uciekły, że tak powiem, więc na ta chwilę to, to myślę, to jest głównym zajęciem jest na pewno ta moja szkoła, że tak powiem, jeśli chodzi o takie życie, ogólnie na co dzień.
Rodzice nie są zaskoczeni, w jakiś sposób, twoimi decyzjami takimi-
Znaczy zdecydowanie byli, zwłaszcza, zwłaszcza, jak decydowałem się ogólnie wejść tutaj w metodę Helen Doron, byli zaskoczeni. Natomiast zawsze mnie wspierali, akurat jeśli chodzi o takie kwestie, to, to są wyrozumiali, wspierali mnie, gdzieś tam pomagali, chcieli żebym faktycznie szedł do przodu i robił to co, to lubię robić, więc, więc zaskoczenie było, tym bardziej, że faktycznie byłem młodszy, nie sądzili, że już jestem na to gotowy. Natomiast po kilku rozmowach stwierdziliśmy, że jest to dobry pomysł.
Dziękuję bardzo za rozmowę. Moim gościem był Szymon Oczkowski, franczyzobiorca z Krzeszowic, dziękuję bardzo.
Dziękuję.
11 minSpreaker, Spotify, Google Podcast, Apple Podcast, YouTube
Dzisiaj moim gościem jest Szymon Oczkowski.
Dzień dobry.
Szymon jest ciekawą osobą, ponieważ prowadzi szkołę Helen Doron w Krzeszowicach, ma dwadzieścia trzy lata, szkołę prowadzi od dziewiętnastego roku życia, czyli to już jest trzeci rok. Urodziłeś się w Polsce, ale dorastałeś w Szkocji.
Tak jest.
I zdecydowałeś się wrócić.
Tak.
Opowiedz o tym, bo to jest bardzo intrygująca historia.
Wróciłem trochę, trochę wcześniej w zasadzie, nie zaczynałem prowadzić szkoły od razu. Pracowałem w innych branżach, też pracowałem w zasadzie w szkole językowej, tutaj w okolicach Śląska, natomiast wróciłem do Polski z takiego powodu, że ostatnie parę lat u nas w Szkocji można sobie wybrać sobie przedmioty, skupić się na danych przedmiotach, żeby po prostu później w jakimś celu iść, dążyć do jakiegoś celu.
Moim celem była wtedy stomatologia, chciałem się dostać na stomatologię, wyszło tak, że jedna z ocen, które miałem otrzymać była niższa no i przez to nie dostałem się na te studia. No i miałem taką chwilową załamkę w życiu jak to mówią, gdzie po prostu nie wiedziałem co z sobą zrobić i zdecydowałem, że być może wrócę do tej Polski, zawsze mi się tęskniło.
I tak po prostu z dnia na dzień zdecydowałem, że wracam. Jak już wróciłem faktycznie do Polski jakiś czas pracowałem w Krakowie, jako zegarmistrz, co może śmieszyć wielu, wiele osób. Natomiast pracowałem w Krakowie, ale jakby to nie była nigdy moja pasja.
Zawsze gdzieś te języki w moim życiu były obecne, tak jak mówiłem, angielski to akurat w zasadzie bym powiedział, że jest moim pierwszym językiem, językiem ojczystym.
Bo ile miałeś lat jak wyjechałeś z Polski?
Jak wyjechałem miałem siedem lat, jak wyjechałem miałem siedem lat, więc jakby no ten język polski umiałem. My też będąc w Szkocji, moi rodzice mi dawa… mieli duży wkład, jeśli chodzi o język polski, bo i szkoły, szkoły takie weekendowe polskie faktycznie, żebyśmy się uczyli i z mamą bardzo dużo siedzieliśmy, która nas uczyła, żeby faktycznie nie zapomnieć, żeby też mówić, pisać, czytać, więc jakby ten język polski był.
Natomiast głównym język był język angielski, czy to w domu z rodzeństwem, czy z rodzicami, ze znajomymi to się więcej komunikowaliśmy w języku angielskim, niż w polskim, więc jakby to był główny język. Też jakiś czas spędziliśmy za granicą, gdzie rodzice prowadzili interes, w Hiszpanii, na Teneryfie, więc też, też tutaj ten język hiszpański wszedł. Będąc w Szkocji skończyłem szkołę podstawową, liceum, zacząłem studia właśnie w kierunku języków, angielskiego i hiszpańskiego. Dokończyłem te studia będąc już w Polsce, zdalnie.
Natomiast tak jak mówię, zacząłem pracować w szkole językowej tutaj w regionie śląskim, ponieważ ta praca, jako zegarmistrz nie była tym czymś. Przepracowałem prawie rok w tej szkole, natomiast stwierdziłem, że poszukuję czegoś bliżej, czegoś bliżej tego miejsca zamieszkania. No i to wyszło tak, że znalazłem się właśnie w Helen Doron w Libiążu.
Miałem zostać nauczycielem, natomiast gdzieś cały czas od samego początku miałem z tyłu głowy, że chciałbym w pewnym momencie założyć swoją szkołę. No i wyszła taka właśnie sytuacja, że, że w Libiążu już miałem podpisywać umowę, już miałem zostawać lektorem, ale pojawiła się sytuacja, że była możliwość prowadzenia szkoły w Krzeszowicach. No i zdecydowałem się na to. Później poszedłem na szkolenie, jako nauczyciel, tak zwane TTC, ukończyłem TTC i przejąłem tą szkołę.
Czyli takie szkolenie wprowadzające, wstępne dla nauczycieli metody Helen Doron.
Właśnie. Po tym szkoleniu, jak już zakończyłem, zacząłem uczyć. Tutaj miałem też duży plus tego, że każdy akurat z naszych znajomych, czy z rodziny wie, że jeśli chodzi o dzieci, to, to ja zawsze dzieci kochałem, zawsze uwielbiałem z dziećmi spędzać czas, czy się bawić, czy faktycznie gdzieś zajmować, to też był dla mnie duży plus.
Bo jednak wiedziałem, że chcę pracować i z dziećmi, i chcę pracować w tym języku angielskim, więc jakby sama metoda Helen Doron bardzo, bardzo mnie zainteresowała. Jak ją faktycznie po tym szkolenie, jak wyszedłem ze szkolenia, to wiedziałem, że to jest ten kierunek, w którym chcę kontynuować
Jak potoczyło się wszystko dalej? Miałeś zostać dentystą, byłeś zegarmistrzem i zostałeś właścicielem szkoły językowej.
Tak jest.
Mając dwadzieścia, ledwo lat, jak do tego… Opowiedz co było dalej?
No w zasadzie jak już przejąłem tą szkołę, to zacząłem uczyć i sprawiało mi to naprawdę wielką radość. Uczyłem praktycznie w każdej możliwej chwili, czyli cały tydzień uczyłem, jak tylko były możliwości, no to, to brałem większą ilość godzin. Bo tak jak mówię, to nie było tylko tak, że praca, natomiast była to też pasja, która dawała mi radość.
Na przykład w tym momencie już nie uczę, gdzieś tutaj jakby odstawiłem troszkę tą naukę, skupiam się więcej na zarządzaniu szkołą, ale powiedzmy większość moich znajomych, czy nawet gdzieś tutaj osób, które też. Współpracujemy razem, czy prowadzą inne szkoły wiedzą, że jednak to nauczanie jest tą moją pasją. Bo nieraz się śmiejemy, że chętnie bym wrócił, chętnie bym znowu pracował, natomiast no na to też trzeba mieć czas, tak? Albo, że tak powiem zarządzać można szkołą, albo można uczyć, nie da się obu rzeczy robić dobrze.
Jakiś jeden dzień w tygodniu, nie myślałeś, żeby jeden dzień w tygodniu?
Myślałem, myślałem i tak właśnie, takie plany myślę, że, że w przyszłym roku, jak już zaczniemy przyszły rok szkolny, to być może jakiś jeden, dwa dni sobie gdzieś tam zagospodaruje dla uczeni faktycznie gdzieś tymi dziećmi. No żeby też się cieszyć z tego, z tej pracy, tak? Nie tylko skupiać się na zarządzaniu, ale też żebym miał możliwość robić, to co lubię.
Czy dlatego zacząłeś prowadzić szkołę Helen Doron w Krzeszowicach, ponieważ była taka okazja, się pojawiła? Dlaczego wybrałeś metodę Helen Doron, a nie na przykład pod własnym jakimś szyldem?
Jeśli chodzi o Krzeszowice, to tak, zdecydowanie. Ja ogólnie jestem z Chrzanowa, natomiast to jest, to jest dwadzieścia minut, dwadzieścia kilometrów mniej więcej. Tak, wybrałem Krzeszowice, ponieważ była, była okazja akurat. Nawet ta osoba, u której miałem pracować w Helen Doron w Libiążu, to tutaj dzięki tej osobie jakby otrzymałem taką informację, że jest taka możliwość, więc jakby Krzeszowice stąd wyszły.
Jeśli chodzi ogólnie o metodę, to mnie zaintrygowało. Ja po prostu będąc jakby u tej osoby w Libiążu na wielu spotkaniach o, właśnie o pracę miałem możliwość zobaczyć jak te lekcje wyglądają tak w rzeczywistości, jak one są prowadzone, jak te dzieci faktycznie biorą udział i jakby to mnie zaintrygowało, bo wiedziałem, że tak, że dzieci, wiedziałem, że ta nauka języka angielskiego, no i jakby to, że właśnie te materiały, te dzieci się bawiły, grały w taki naturalny sposób, a nie poprzez na przykład przepisywanie, czy słuchanie nauczyciela.
Stwierdziłem, że to jest rewelacyjna metoda, tak? Bo dzieci w zasadzie nieraz nawet nie są świadome, że one się uczą. One po prostu biorą udział w zabawie, w grach, w takiej godzinie powiedzmy gdzie one przychodzą po prostu spędzić fajnie sobie czas, a nie, nie faktycznie być postawione, czy żeby siedziały faktycznie przed tablicą i musiały przepisywać bądź słuchać nauczyciela.
Czyli, czyli to trochę przypadek, a trochę chęć?
Tak, to jest właśnie to, że myślę, że to taki, jedno z drugim się połączyło, bo zdecydowanie myślałem nad własną szkołą, nad stworzeniem faktycznie, tak jak mówiłem, pod własnym szyldem czegoś, czegoś innego być może z wykorzystaniem tej wiedzy, którą miałem. Ale tak jak mówię, też, też przyszło to, że była ta metoda i zdecydowanie mnie zainteresowała, tak? Pokazała mi, że te najważniejsze rzeczy, które są dla mnie były w tej metodzie, one się znajdywały, czy to jest faktycznie ta, te dzieci, zabawa z tymi dziećmi, no nauka, ten język angielski.
Możliwość też w zasadzie uczenia poprzez zabawę, przede wszystkim, to jest zdecydowanie dla mnie bardzo duży atut, bo tu jakby nie musimy się skupiać na tym, że te dzieci muszą przepisywać, czy muszą czytać, czy jakieś zadania i jakby jest takie trudne uczenie, nie. Tutaj to, że właśnie te dzieci mogą się bawić, mogą, i z nauczycielem, i z rówieśnikami, mogą faktycznie wziąć rzeczy, które są namacalne, mogą je podnieść, czy, czy to jest kwestia na przykład jedzenia, gdzie mogą te, to spróbować.
To jest bardzo ważne, ponieważ jakby dzieci bardzo szybko sobie przywiązują dane słowa, dane, dane wyrażenia do tego, co mogły odczuć, że tak powiem.
Coś dodałbyś do tego, co Joanna powiedziała przed chwilą?
Myślę, że to, co właśnie powiedziała to jest, to jest racja i pod kontekstem tego, że faktycznie przychodzi ten kryzys wiekowy, gdzie dzieci nie chcą uczestniczyć i tak jak mówiła, jest, trzeba to przejść, trzeba to przeczekać, bo potem faktycznie te dzieci jakby zaczynają same zauważać, że jednak to nie jest takie złe, że jednak jest to zabawa, jest fajnie. Też jest fajnie, gdy te dzieci jakby w swoich grupach znajdują jakieś znajomości, tak?
Zaprzyjaźniają się z innymi ludźmi, bo dzięki temu jest nam trochę łatwiej przejść ten kryzys, tak? Można gdzieś tam wykorzystać to, że inny kolega, inna koleżanka też uczestniczą w tych zajęciach, też muszą chodzić i jakby to nam pomaga, tak?
No nawet jeśli, nawet jeśli jest problem, to my jako kadra, czy nauczyciele, czy tutaj osoby z sekretariatu jesteśmy, jesteśmy po to, aby pomóc, czy w jakikolwiek inny sposób, żeby przekonać te dzieci i na pewno coś wymyślimy. Natomiast tak jak mówię, no dzieci, dzieci później zaczynają same zauważać, że jednak jest fajnie, jest warto chodzić, chcą same kontynuować.
Nieraz są nawet pytania od dzieci: „Kiedy następny angielski?”, czy chociażby jak są wakacje, jak już kończymy, to są smutne, że teraz nagle jest przerwa tych dwóch miesięcy, nie ma angielskiego, nie będą się widzieć z panią, czy tam z panem, no i jednak nie mogą się doczekać tego, aby… aż wrócą do nas, że tak powiem, tak samo jest w święta. Te dzieci wiedzą, że one nie chcą przymusowo, wiedzą, że one nie chodzą do szkoły, czy do jakiegoś takiego miejsca, gdzie chodzą się uczyć, one chodzą do takiego miejsca, które dla nich jest przyjazne.
Zresztą takie środowisko próbujemy stworzyć, żeby dzieci się czuły bezpiecznie, żeby dzieci chodziły z chęcią i bardzo często się nam udaje takie środowisko stworzyć. I widzimy, chociaż to pod tym względem, że jak przychodzą święta, czy przychodzą jakieś dane okoliczności, to często dzieci same nawet przychodzą z prezentami dla nauczyciela, które same, same wyszły z inicjatywy, niekoniecznie rodzin wymyślił, ale dzieci faktycznie przychodzą czy z jakimiś laurkami, czy jakimiś faktycznie stworzonymi prezentami dla nauczyciela, żeby podziękować.
Więc to jest bardzo fajne, bardzo serdeczne i ogólnie się to fajnie ogląda, jak takie dzieci same chętnie chodzą, tak? Nie z przymusu rodzica, ale same chętnie chodzą i po prostu chcą chodzić. Nieraz nawet żałują, że ten angielski jest tak krótko, pytają się po prostu o następną lekcję i faktycznie o następne kursy.
Czy ty wiesz o tym, że ty jesteś w trzech procentach?
To znaczy?
Bo tylko trzy procent mężczyzn jest zaangażowanych w pracę, w metodę Helen Doron, to jest sfeminizowana branża i w ogóle przedsięwzięcie.
No nie wiedziałem, nie wiedziałem.
Także to dodatkowo oprócz twojej niezwykłej historii jest jakby dodatkowym elementem tutaj ciekawym w tej, w tej całej opowieści. Jak myślisz, jaka jest twoja przyszłość? Czy jakieś masz plany? No bo tak, jesteś, wychowałeś się w Szkocji, wspominałeś, że rodzice gdzieś tam na Teneryfie, więc w zasadzie co cię tu trzyma?
Na tą chwilę na pewno chcę kontynuować z tym co robię i na pewno chcę dążyć dalej w tym co robię, bo mnie to faktycznie gdzieś tam cieszy, więc przyszłość? No rozwijać się, rozwijać siebie, rozwijać szkołę, tworzyć to co robię dalej, tworzyć takie środowisko właśnie dla tych dzieci, jakie tworzymy, żeby one chodziły z chęcią, żeby się z tego cieszyły i żeby były zadowolone, żeby też one kształciły swoją wiedzę, żeby tą edukację, którą próbujemy przekazać, żeby faktycznie mogły w późniejszym czasie wykorzystać.
Nie chcesz zostać dentystą?
Już nie, haha.
Już nie?
Nie, nie, już te plany gdzieś tam uciekły, że tak powiem, więc na ta chwilę to, to myślę, to jest głównym zajęciem jest na pewno ta moja szkoła, że tak powiem, jeśli chodzi o takie życie, ogólnie na co dzień.
Rodzice nie są zaskoczeni, w jakiś sposób, twoimi decyzjami takimi-
Znaczy zdecydowanie byli, zwłaszcza, zwłaszcza, jak decydowałem się ogólnie wejść tutaj w metodę Helen Doron, byli zaskoczeni. Natomiast zawsze mnie wspierali, akurat jeśli chodzi o takie kwestie, to, to są wyrozumiali, wspierali mnie, gdzieś tam pomagali, chcieli żebym faktycznie szedł do przodu i robił to co, to lubię robić, więc, więc zaskoczenie było, tym bardziej, że faktycznie byłem młodszy, nie sądzili, że już jestem na to gotowy. Natomiast po kilku rozmowach stwierdziliśmy, że jest to dobry pomysł.
Dziękuję bardzo za rozmowę. Moim gościem był Szymon Oczkowski, franczyzobiorca z Krzeszowic, dziękuję bardzo.
Dziękuję.