Przyjechaliśmy na lekcję pokazową i, od praktycznie tej lekcji pokazowej, ja widziałam jak moje dziecko reaguje, że odpowiada po angielsku, że pani pokazuje flashcardy, ona się zgłasza i mówi. Przede wszystkim mówi po angielsku.
Słuchaj na:

SpreakerSpotifyGoogle PodcastApple PodcastYouTube

Grzegorz Grabiec: Dzisiaj moją gościnią jest Magda Nowak, franczyzobiorczyni z Jędrzejowa.

Magda Nowak:Dzień dobry, witam wszystkich.

Początki z Helen Doron English

Dzień dobry, witam. Z tego co wiem to trafiłaś do Helen Doron English w bardzo, w sumie, typowy sposób.

Tak haha.

Najpierw byłaś rodzicem, który przyprowadzał dzieci, później zostałaś nauczycielką, a teraz prowadzisz  szkołę w Jędrzejowie.

Właśnie taka droga tutaj mnie spotkała. Najpierw  właśnie zapisałam swoje dzieci, przyszliśmy na lekcję pokazową. Zaczynała córka, potem przyprowadziliśmy syna.

Dzieciom się bardzo podobało, zostały tutaj, w zasadzie, do tej pory, w Helen Doron. I później, za jakiś czas, zobaczyłam, że jest ogłoszenie o pracę, stwierdziłam, że czemu nie, znam metodę, już jako mama podobała mi się, widziałam efekty.

No też muszę wspomnieć, że jestem nauczycielem języka angielskiego i właśnie przez siedemnaście lat, ponad, pracowałam w szkole podstawowej, i w gimnazjum.

Znałam metody nauczania języka angielskiego w szkole, jak to wszystko wyglądało. A tutaj w Helen Doron przekonało mnie to, że dzieci od najmłodszych lat, w zasadzie, mają kontakt z żywym językiem. Słuchają, mówią, są aktywne. Nie jest to w jakiś taki bardzo formalny sposób, tylko przyjazny, bawią się na podłodze.

No i jak popatrzyłam jak to wygląda, tak od strony rodzica, moje dzieci były bardzo zadowolone, więc, widząc ogłoszenie o pracę, porozmawiałam z panią Mileną, która tutaj jest właścicielem Helen Doron Kielce.

Dała mi szansę, wyjechałam na szkolenie. To szkolenie były bardzo intensywne, tydzień czasu, zajęcia też dla nas były od rana do wieczora. Trzeba było przygotowywać dodatkowe rzeczy, zaliczać poszczególne partie materiału, zdać to wszystko i potem, po akceptacji, można już było rozpocząć pracę jako lektor.

No i tak to, tak to się zaczęło. Także popracowałam troszeczkę w Helen Doron, tutaj w Kielcach. A w pewnym momencie przyszła jakaś myśl, że jednak może warto byłoby iść dalej i zostać franczyzobiorcą Helen Doron.

Nauczycielka angielskiego posyła dzieci na kursy angielskiego

To jest tak: jesteś nauczycielką, masz dzieci, i zamiast uczyć je samemu wysyłasz je do szkoły, jakiejś tam dziwnej, innej. Jak to jest haha?

Tak haha. To są takie pytania, z którymi ja też się spotkałam z wielu, z wielu różnych stron, czy to ze strony rodziny, czy to ze znajomych, przyjaciół: „Dlaczego nie uczysz dzieci sama”?

Po pierwsze, różnica jest taka, że jeżeli jest się mamą, ma się inne obowiązki. Jeżeli my narzucamy dzieciom, sadzamy ich obok siebie i tłuczemy im do głowy słówka, to nie przynosi żadnego efektu, tak?

Zresztą wiemy wszyscy, jak to wygląda w domu, każdy ma obowiązki, praca, dom, pranie, sprzątanie, gotowanie. Ciężko jest się, tak jakby, wbić w taki schemat, że codziennie o godzinie tam, nie wiem, siedemnastej, siadamy, i się uczymy tego angielskiego.

Owszem, ja swoim dzieciom, w pewien sposób, coś tak mogę pomóc, ale no nie taka jest rola rodzica. Zresztą, no mamie zawsze można coś pomarudzić, powiedzieć, że mi się nie chce, może następnym razem i to się potem tak wszystko rozmywa.

Ja też, no nie chciałam tutaj dla moich dzieci takiej nauki jeden na jeden. Inna jest nauka z osobą dorosłą, kiedy siadasz i ktoś ci coś tłumaczy, nie wiem jakiegoś zagadnienia nie rozumiesz i potrzebujesz żeby ci ktoś to wytłumaczył.

A inaczej jest jeżeli to jest zabawa w grupie, między dziećmi, jest dużo śmiechu, zabawy, rywalizacji takiej pozytywnej, a inaczej jak, jak siadasz i tłumaczysz dziecku.

Zresztą rodzice chyba po tym doświadczeniu, gdzie były zdalne lekcje i musieli siedzieć z dziećmi i tłumaczyć zagadnienia, które powinny dzieci przyswoić w trakcie nauki szkolnej, to myślę, że chyba każdy zrozumienie że, no nie tędy droga.

A więc, ja postawiłam na to, że to będzie nauka w szkole językowej, gdzie to będzie tylko po angielsku, no powiedzmy inne, inne rzeczy tutaj przyjdzie czas, tak.

Jeżeli będą chcieli żeby im pomoc w jakiś szkolnych rzeczach, to ja im chętnie pomogę, ale no to też chodzi o taki codzienny kontakt z językiem angielskim, bo na angielskim w szkole, no to mają dwie czy trzy godziny w tygodniu.

A w Helen Doron też tutaj bardzo ważną rzeczą jest osłuchiwanie się z językiem angielskim, bo mamy specjalne nagrania czy materiały wideo, które prosimy, aby rodzice codziennie dwa razy dziennie włączali.

No, ja nie jestem w stanie, tak jakby, sama jako rodzic tutaj zapewnić aż tak duży kontakt z językiem angielskim, nie ucząc dzieci w szkole językowej. To jest zupełnie co innego, jest inna motywacja, dzieci między sobą się motywują.

Jeżeli są, na przykład, dzieci takie bardziej wstydliwe, jak jest grupa, do ośmiu osób w grupie, to w pewnym momencie one się otwierają i same zaczynają mówić, bo usłyszą, że jeden powie, drugi powtórzy, trzeci powtórzy.

I one wtedy widzą, że jak nauczyciel się cieszy, tutaj klaszcze, bije brawo i naprawdę daje takie pozytywne wsparcie temu dziecku, to dziecko samo zaczyna chcieć. Nie czuje się gorzej, nie czuje się, że ono coś źle powiedziało.

My nigdy dzieci nie krytykujemy, my ich, tak jakby, tutaj zachęcamy do takiego wyrażania swobodnego, więc myślę, że to był też taki główny punkt, że ja zapisałam do szkoły, a nie uczyłam sama.

No, ale co cię przekonało do posłania swoich dzieci wtedy, tam, na początku, jeśli jeszcze pamiętasz co to było, bo tam chwilkę temu było, prawda?

Tak pamiętam. Umówiliśmy się na lekcję pokazową, właściwie dzięki naszym przyjaciołom. Ja znałam metodę Helen Doron już ze studiów, bo studiowałam filologię angielską, ale jakoś tak rozmawiałam z koleżanką i mówi, że, w zasadzie, ich syn tutaj chodzi do Kielc, taka, taka fajna szkoła, fajne zajęcia, mówię: „No to zobaczymy”, mówię: „Może to rzeczywiście warte spróbowania.

Przyjechaliśmy na lekcję pokazową i, od praktycznie tej lekcji pokazowej, ja widziałam jak moje dziecko reaguje, że odpowiada po angielsku, że pani pokazuje flashcardy, ona się zgłasza i mówi.

Przede wszystkim mówi po angielsku haha.

Czy to doświadczenie było inne od tego, którego oczekiwałaś mając wiedzę z uczelni na temat metody Helen Doron?

W zasadzie no zobaczyłam to wszystko na żywo, jak to wygląda, bo wiadomo, jak się uczy na studiach, w teorii, o różnych metodach, nie ma się takiego oglądu praktycznego.

A tutaj, po prostu, ja byłam urzeczona tym, co zobaczyłam, bo naprawdę dzieci wychodziły z radosnymi oczami, zadowolone i chciały przychodzić jeszcze.

Czyli dzieciom się to podobało?

Bardzo.

Przygotowanie do egzaminów Cambridge

No i później, jak to wpłynęło na, na nich, no to twoja córka uczy się sześć, siedem lat tak? A syn pięć już, jak to na nich wpłynęło, co zaobserwowałaś w ich rozwoju w tej perspektywie czasu?

Jeżeli chodzi o moją córkę w klasach jeden-trzy, no często w tej szkole podstawowej, do której chodziła, a to lekcje przepadały, a to mieli zastępstwa, więc tam ten język angielski był, ale, ale, powiedzmy regularnie, tutaj w Helen Doron miała większy kontakt.

Potem poszła do klasy czwartej, gdzie to wiemy, że między klasami jeden-trzy a klasą czwartą jest ogromny przeskok, nie miała najmniejszych problemów z językiem angielskim. Z synem widzę, że jest to bardzo podobnie.

Teraz zaczął klasę czwartą, i tutaj, w pewnym momencie, też zaproponowano nam uczestnictwo w takich warsztatach Cambridge, które przygotowują do egzaminów międzynarodowych, które są też przeznaczone dla dzieci od siódmego do dwunastego roku życia.

Kiedyś nazywały się YLE. W tym momencie tutaj mamy takie trzy poziomy jak Starters, Movers i Fliers. Każdy z tych egzaminów składa się z części takich jak: mówienie, czytanie, pisanie, słuchanie, więc tutaj jest to tak dostosowane do, do dzieci, do wieku dziecka, że każdy jest w stanie sobie poradzić, po, oczywiście, takim wcześniejszym przygotowaniu.  Zapisaliśmy córkę.

I pierwszym, jaki zdawała egzamin to było Movers, to jest bardzo, bardzo taki przyjazny egzamin, w przyjaznej atmosferze, gdzie dziecko ma już szanse się zetknąć właśnie z taką formułą egzaminu międzynarodowego, ale na takich bardzo przyjaznych zasadach.

I potem właśnie zdała egzamin Movers, następnie zdała egzamin Fliers, a teraz przygotowuje się do kolejnego, czyli KETa.

Także syn jest w tym momencie po pierwszym poziomie, po Startersie, przygotowuje się do egzaminu Movers. Ja też, jako właściciel szkoły, u mnie tam w Jędrzejowie, organizowałam też przygotowania do takich egzaminów, mieliśmy te egzaminy.

Ale też, w międzyczasie, zgłosiłam się na szkolenie dla egzaminatorów, egzaminów Cambridge.

No, oczywiście ja nie mogę egzaminować ani swoich dzieci, ani swoich uczniów, których uczyłam, więc tutaj z takiej, z takiej perspektywy, mogę powiedzieć, organizatora bądź egzaminatora w innych szkołach: jest to naprawdę wspaniałe doświadczenie dla dziecka.

Bo no czasami, jeżeli dziecko się styka z egzaminami jako uczeń klasy ósmej, gdzie musi zdać egzamin ósmoklasisty, a wiemy, że to jest egzamin, który kiedyś wyglądał trochę inaczej, bo było gimnazjum, były dwa etapy tych egzaminów.

Egzamin był na poziomie podstawowym, na poziomie zaawansowanym. W tym momencie to wszystko zostało wrzucone, tak jakby, do jednego worka, jest bardzo dużo tych zadań otwartych.

Jako, no, nauczyciel wieloletni wiem, że dzieci, które, no gdzieś tam, nie chodziły do szkoły, nie rozwijały znajomości języka angielskiego, miały ogromne problemy na egzaminie ósmoklasisty i czasami właśnie rezygnowały z zadań otwartych, bo nie wiedziały, albo po prostu się bały napisać, bo myślały, że popełnią błąd.

A tutaj my, przygotowując uczniów do egzaminów Cambridge, oni, tak jakby, uczą się stopniowo. Rozszerzamy ich wiadomości.

Mamy pewną bazę plus dodajemy kolejne, kolejne wiadomości, które, tak jakby, pozwalają im budować tą świadomość językową coraz większą i oni nie stresują się, że mają przed sobą egzamin ósmoklasisty, bo każdy z nich jest już przygotowany, w jakiś tam sposób, do tego, że egzaminy to jest normalna część życia człowieka i to jest tylko początek, a potem będą kolejne.

Więc myślę, że to jest, to jest bardzo dobre doświadczenie dla dzieci.

Takie siedmio, ośmio, dziesięciolatki, to nie za małe dzieci na poważne egzaminy?

Myślę, że nie, ponieważ, no tutaj egzaminy są dedykowane dla dzieci, które już potrafią czytać i pisać, więc jeżeli taki siedmiolatek potrafi czytań i pisać, to jest w stanie ten egzamin zdać.

To nie jest taki egzamin, jak my sobie wyobrażamy, że, nie wiem, ma dwieście stron i jest bardzo trudny., tak? Jest tak dostosowany.

Są egzaminy, na przykład ze słuchu, gdzie jest słuchanka, dziecko musi coś połączyć, imię z osobą, mamy obrazki do połączenia, coś do podpisania, do ułożenia wyraz, do pokolorowania.

Z czytanki też musimy jakieś wiadomości tam wyciągnąć. Jest to relatywnie prostsze dla tych sześcio, siedmio, ośmiolatków, niż, na przykład, dla piętnasto, siedemnasto.

I tutaj jest właśnie cała mądrość w tych egzaminach, że my do egzaminu puszczamy dzieci, które same czują się na siłach. Nie dajemy dzieci, które mają wątpliwości, bo dziecko ma po to iść na egzamin, żeby go zdać i, żeby się cieszyć, że osiągnął sukces.

Jeżeli potrzebuje więcej czasu, my go dajemy i wtedy to dziecko się rozwija naturalnie, nie stresujemy go, bo: „Teraz musisz”. Nic nie musi, może, jeżeli jest na to gotowe, jeżeli stwierdzi rodzic, dziecko, lektor, to wtedy do tego egzaminu dziecko przystępuje. Więc na tym to polega.

Czy uczysz dzieci w każdym wieku? 

Oczywiście haha. Ja właściwie uczyłam, i uczę nadal, dzieci w każdym wieku, od najmłodszych.

Mój najmłodszy uczeń miał siedem miesięcy, najstarsze uczennice około osiemnastu lat, więc no mam pogląd na, na każdą grupę wiekową. Tak, bardzo wdzięczna jest praca z najmłodszymi dziećmi, którzy, które przychodzą z rodzicami, z mamami, z tatusiami.

Czasami też zdarza się, że przychodzą dziadkowie i to jest naprawdę ogromna przygoda. Jak wchodzimy do tej sali, już, witamy się z naszymi bohaterami, tańczymy, śpiewamy, ja widzę tą ogromną więź, która się nawiązuje między dzieckiem a rodzicem, czy opiekunem, który przychodzi, bo jest dużo śmiechu, przytulania, tańców, pokazywania. To jest cudowne, cudowne doświadczenie.

Ja właściwie żałuję, że, no, nie uczestniczyłam w takich zajęciach z moimi dziećmi, bo tak jak mówię, no tutaj już trafiłam do Helen Doron, moja córka już była na tyle samodzielna, że grupa pracowała sama, nie wchodzili rodzice, ale, ale polecam to każdemu rodzicowi.

To są takie zajęcia ogólnorozwojowe, gdzie nie tylko, nie tylko uczymy się angielskiego, ale tutaj też bardzo dużo jest takich zabaw manualnych, gdzie dzieci ćwiczą, na przykład, przesypywanie, wkładanie zabaweczek, czy czasami wykorzystujemy też makaron czy spinacze.

To wszystko przekłada się potem na taką pracę ręki, która jest potrzebna w szkole, gdy dziecko pójdzie jako sześciolatek do zerówki.

Praca z nożyczkami, praca z kredkami, modelina, plastelina, ciastolina – wszystkie te materiały wykorzystujemy.

No, tak jak tutaj też w tym felietonie było, że starsi uczniowie to już też troszeczkę potrzebują innej motywacji, dlatego my wprowadzamy właśnie taką pozytywną rywalizację na zajęciach.

Też jakieś ciekawostki, żeby dać im inny ogląd sprawy niż w szkole. Bo w szkole, wiadomo, oni się uczą do testów, do klasówek, do kartkówek, do testów, do klasówek, do kartkówek, i tak jest w kółko.

A u nas mają szansę też się wypowiedzieć na tematy, które ich interesują. Często korzystamy z różnych też materiałów i współpracujemy, na przykład, ze szkołami z innych krajów.

Organizujemy lekcje międzynarodowe, przez różne platformy, na przykład, platformę Zoom, więc oni też są tym zainteresowani.

Mają możliwość korzystania z takiej platformy jak Discord. Tam też jest dedykowany kanał, który służy naszym nastolatkom.

Czy nastolatki lubią nowości technologiczne, słuchają radia Helen Doron. Oczywiście mają kontakt z innymi uczniami, bo też jest program Teen Buzz PenPal.

Wtedy mogą sobie tutaj nawiązywać kontakty z innymi uczniami, pisać z nimi, więc ten język, język jest, jak najbardziej, użyty w taki praktyczny sposób.

Co więcej, organizowane są wyjazdy do Londynu czy, na przykład, do Stanów Zjednoczonych. Właśnie, już w najbliższym miesiącu, w marcu będzie taki wyjazd do Londynu. Będzie trwał osiem dni.

Miejmy nadzieję,  że tutaj nam się wszystko uda. Tam dzieci mieszkają ze swoimi przyjaciółmi w rodzinach angielskich, uczestniczą w różnych ciekawych wyjazdach, wyjściach, zwiedzają, bardzo dużo mówią po angielsku.

Więc jeżeli dzieci widzą, że mają możliwość praktycznego zastosowania swoich wiadomości, to motywacja wynika z wnętrza ich. Nie to, że my narzucamy, że mają się uczyć, bo coś tam, bo nie zdadzą, bo źle napiszą egzamin.

Tylko one wiedzą, że język służy im do komunikacji, i że to poprawi komfort ich życia, i że będzie im łatwiej. Będzie ciekawiej, będzie fajniej.

Życie osobiste i praca w Helen DoronEnglish

Związałaś swoje życie z Helen Doron na trzy różne sposoby. Jak to wpłynęło na twoje życie rodzinne, w ogóle, prywatne i rozwój twoich dzieci, twój własny? Jak to, jak to  wszystko zamieszało ci w życiu?

Haha, zamieszało mi w życiu dosyć haha, ponieważ, no właściwie, tak naprawdę zaczynając tutaj przygodę z Helen Doron, też zdecydowałam się na podjęcie takiego rewolucyjnego kroku w moim życiu.

Ponieważ ja zrezygnowałam zupełnie z pracy w szkole podstawowej i gimnazjum, więc opuściłam taki bezpieczny port i, po prostu, wyruszyłam dalej na, na szerokie wody.

Gdzie musiałam nauczyć się bardzo wielu rzeczy, przede wszystkim z zakresu prowadzenia firmy, bycia pracodawcą, którym, no, nigdy wcześniej nie byłam, organizowania pracy dla siebie i dla kogoś.

Organizowania tego miejsca pracy, odpowiedzialności też za ludzi, którzy u mnie pracują, odpowiedzialności za moich uczniów. No to było, to było, też ogromne wyzwanie dla mnie.

Ogromne wsparcie mi tutaj dali właśnie i pani Milena, która jest Dyrektorem i przedstawicielem na województwo świętokrzyskie czy pani Joanna Cesarz-Krzystanek, która jest Dyrektorem Regionalnym Helen Doron na Polskę Południową.

Odbywały się takie szkolenia specjalne, w których brał również udział w nich mój mąż. Bardzo dużo mi to dało, bo będąc lektorem, czy mamą, obserwującą dzieci, które są na zajęciach, wielu rzeczy się, tak jakby, nie wie, nie zauważa się ich.

One się dzieją, a tutaj, żeby się właśnie zadziała ta magia. Trzeba wiele klocków do siebie poskładać, żeby to wszystko miało sens, i żeby, po prostu, było spójne z całą firmą Helen Doron.

Wiec, no tak, no moje życie rodzinne polegało haha, i polega na tym haha, że no cóż, codziennie jestem w pracy.

Moje dzieci, córka dojeżdża tutaj dwa razy w tygodniu na zajęcia w Helen Doron, syn chodzi na zajęcia już w Jędrzejowie.

Córka teraz wyjeżdża właśnie na ten wyjazd do Londynu z Helen Doron, więc bardzo dużo rzeczy się wokół Helen Doron dzieje i tutaj nie ma tak, że wychodzę z pracy, zamykam drzwi i odcinam się.

Ta praca jest w zasadzie cały czas, no, ale to jest bardzo przyjemna i fajna rzecz. Nie czuje tego, że mam tego aż tak dużo, że już mam dosyć. Jeszcze nie mam haha, także…

Mąż, mąż pomaga?

Mąż pomaga, na tyle ile może, pomaga, oczywiście że tak. To bez niego, myślę, że wiele rzeczy by się nie udało. Zawsze jest potrzebny ktoś, kto wesprze i pomoże w pewnych rzeczach. No, a razem jest łatwiej.

To można powiedzieć, że to w pewnym sensie taka rodzinna firma się zrobiła, z tego wszystkiego?

Myślę, że tak, myślę że tak, tutaj mężowi trzeba ukłony haha, bo naprawdę wiele rzeczy, no zaczynając od takich podstawowych. Jak na początku zaczynaliśmy, szukaliśmy razem jakiegoś lokalu.

Później ten lokal razem wykańczaliśmy, więc czy malowanie, kładzenie wykładzin, czy wszystkie organizacyjne rzeczy takie, no to żeśmy robili razem. Więc, no to też w pewien sposób jakoś spaja i pomaga.

A nie ma tak, że w którymś momencie już wszyscy mają dość albo ktoś mówi: „Mamo, mamo, bo ciągle to Helen Doron, z lodówki wyskakuje nawet”.

Myślę, że nie, jeszcze, jeszcze nie haha. 

Jeszcze nie haha.

Po tylu latach, ale jeszcze nie haha.

Albo mąż narzeka, że znowu to Helen Doron.

Nie, nie, nie, myślę, że w tym momencie też na tyle jestem już, że tak powiem, samodzielna i ogarnięta, że większość rzeczy, no tak naprawdę, pilotuję ja i organizuję ja. Na pewno jakieś rzeczy typu księgowość, czy jakieś rozliczenia, to jest działka mojego męża, tak?

A, na przykład, rekrutacja lektorów, czy jakaś taka, powiedzmy, sprawa metodyczna, czy organizacja tam sekretariatu to już jest moja działka.

Dziękuje bardzo za rozmowę. Moją gościnią była Magda Nowak z Jędrzejowa. Rozmawialiśmy o wpływie nauki angielskiego na różne aspekty życia haha.

Dziękuję bardzo haha. Pozdrawiam.

Dziękuję również.